Żyj szybko, kłam głośno

W dopingowym upadku Tysona Gaya i Asafy Powella zaskakuje tylko to, że jest tak banalny.

Publikacja: 16.07.2013 00:55

Tyson Guy i Asafa Powell

Tyson Guy i Asafa Powell

Foto: AFP

Tyson Gay, najszybszy sprinter 2013 roku, płacze, przeprasza i zapowiada, że karę za doping przyjmie z godnością. Asafa Powell, były rekordzista świata, przyznaje, że mógł być nieuważny: dopingu świadomie nie wziął, ale może brał zanieczyszczone odżywki. Wczoraj włoska policja przeszukała pokoje jamajskich lekkoatletów w Lignano Sabbiadoro, gdzie trenowali, i zarekwirowała odżywki.

Razem z Powellem i sprinterką Sherone Simpson wpadło na dopingu jeszcze troje Jamajczyków: dyskobolka Alison Randall, dyskobol Travis Smikle i skoczek Demar Robinson. Wszystkie te przypadki, a także Amerykanina Gaya i pięciorga Jamajczyków, ogłoszono przedwczoraj. Niektórzy nazwali to nawet czarną niedzielą, ale gdzie jej do najsłynniejszych dni sprinterskiego wstydu.

Zobacz poczet sprinterów i sprinterek złapanych na dopingu

Najszybsi ludzie świata nie zwykli upadać, płacząc i bijąc się w piersi. Sprinterski świat to bohema lekkiej atletyki przyciągająca największe talenty i najciemniejsze typy. Tych, którzy żyją najbarwniej, wpadają z przytupem i kłamią najbezczelniej, jak się da. Udają łzy, jak Marion Jones podczas igrzysk w Sydney, gdy na nią padły pierwsze dopingowe podejrzenia. Ogłaszają się sztandarem nowego, czystszego pokolenia, jak Justin Gatlin, który od tego czasu był już skazany za doping na osiem lat dyskwalifikacji, potem skróconej do czterech.

Doping w sprincie to było niemal zawsze Hollywood. Najszybsi ludzie świata próbowali nieudolnie fingować wypadki samochodowe, jak Grecy Kostas Kenteris i Jekaterini Thanou, gdy chcieli uniknąć kontroli w przeddzień igrzysk w Atenach. Albo płacili dopingowym wstydem za swoje romanse, bo przecież sprinterska afera wszech czasów zaczęła się właśnie tak: Marion Jones zostawiła kulomiota CJ Huntera dla nowej miłości. A zraniony mąż zadbał o to, by kontrolerzy dopingowi dostali strzykawkę z niewykrywalnym dotąd koksem, który brała Marion i jej nowy partner Tim Montgomery.

Takie były początki afery BALCO, która zmiotła najpierw podwójną mistrzynię świata z 2003 Kelli White (jej tytuł na 100 m oddano Torri Edwards, na 200 Anastazji Kapaczyńskiej – obie później wpadły na dopingu), potem Montgomery'ego, który okazał się nie tylko dopingowiczem, ale  i zwykłym przestępcą. A na końcu pogrążyła Marion, która przyłapana na dwóch kłamstwach (jednym w sprawie niedozwolonego wspomagania, drugim w sprawie fałszowania czeków) podczas federalnego śledztwa, trafiła na pół roku do więzienia i straciła medale, choć nigdy nie wpadła na kontroli antydopingowej.

To Hollywood trwa już od 25 lat, we wrześniu będzie okrągła rocznica. – Nie zrobisz mi tego, prawda? – miał powiedzieć władca lekkoatletyki Primo Nebiolo do władcy olimpizmu Juana Antonio Samarancha, gdy książęta sportu dostali informację, że u Bena Johnsona po rekordowym olimpijskim finale 100 m w Seulu w 1988 wykryto stanozolol. Jak wiadomo, Samaranch pytanie Nebiolo zignorował i nie pozwolił tej wpadki zatuszować. Ale nie wiadomo, dlaczego zrobił to akurat wtedy, w Seulu, i dlaczego wypadło na Bena Johnsona.

Może Hiszpan się przestraszył tego, co sam stworzył – olimpijskiego sukcesu, którego rewersem były czarne lata 80.: pływaczki mówiące męskim głosem, kolarze, którzy na igrzyskach w Los Angeles niespecjalnie się kryli z transfuzjami. Może Samaranch uznał, że Seul jest miejscem, w którym można sobie pozwolić na więcej niż podczas wcześniejszych igrzysk w Moskwie i w Los Angeles, gdzie strach było psuć święto potęgom. A może się po prostu trafiła dobra ofiara: dość prostacki i irytujący swoją pazernością Ben, Kanadyjczyk pochodzący z Jamajki.

Sejf lekkiej atletyki próbował on rozbić łomem. A książęta zawsze woleli czarujących kasiarzy w typie Carla Lewisa, który do Seulu mógł w ogóle nie pojechać, bo podczas eliminacji olimpijskich wykryto u niego trzy zabronione stymulanty. Ale się wybronił tłumaczeniami, że to był lek na przeziębienie. Albo w typie Florence Griffith-Joyner, wówczas pierwszej damy sportu, biegającej w pełnym makijażu, z tipsami, a czasem w strojach jak do aerobiku, która rekordy na 100 i 200 m przeniosła za granicę niedostępną do dziś.

Johnsona złapali, oni dwoje uciekli ze złotem i kontraktami sponsorskimi. Ta nauka pozostaje do dziś aktualna dla oszustów: na jednego złapanego Bena zawsze może przypadać dwoje takich jak Carl i Florence, którym się uda. Na każdą upadłą Marion – przynajmniej jeden Maurice Greene, który był razem z nią gwiazdą sprintu w Sydney, ale umknął pościgowi (wprawdzie złapano go na tym, że kupował doping, ale wytłumaczył, że to były zakupy dla innych sportowców) i dziś jest ekspertem telewizyjnym.

Griffith-Joyner zmarła nagle dziesięć lat po igrzyskach w Seulu, ale po pierwsze, nigdy nie udowodniono, że przyczyną był dawny doping, a po drugie, jak wiadomo ze słynnego sondażu wśród sportowców, dla wielu z nich sukces, sława i kontrakty reklamowe są kuszące nawet za cenę śmierci albo utraty zdrowia.

Z 15 sprinterów, którym się udało kiedykolwiek pobiec szybciej od Carla Lewisa na 100 m (jego rekord to 9,86), aż ośmiu miało dopingowe wpadki. Żadnej kobiecie nie udało się pobiec szybciej na 100 i 200 m niż Florence Griffith-Joyner. Za miesiąc podczas mistrzostw świata w Moskwie nie będzie Gaya ani Powella. Rekordy Flo-Jo będą wyświetlane na stadionie podczas biegów. Maurice Greene będzie pewnie analizować biegi w studio. Ktoś inny będzie się właśnie zakładać z losem.

doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Sport
Dlaczego Kirsty Coventry wygrała wybory i będzie pierwszą kobietą na czele MKOl?