Jazda na Froome’a

Tour de France | Dziś jedna z ostatnich nadziei dla goniących lidera. Chris Froome wjeżdża w pułapkę Alpe d’Huez. Michał Kwiatkowski wrócił do czołowej dziesiątki.

Publikacja: 18.07.2013 00:31

Chris Froome wygrał jazdę na czas i na cztery etapy przed końcem Touru ma 4 minuty i 34 s przewagi n

Chris Froome wygrał jazdę na czas i na cztery etapy przed końcem Touru ma 4 minuty i 34 s przewagi nad Alberto Contadorem

Foto: EPA

To ma być etap – symbol setnego Touru. Jeszcze mocniej trzymający w napięciu niż Mont Ventoux i w przeciwieństwie do niedzielnej wspinaczki na białą górę etap, jakiego nigdy wcześniej nie było.

Wprawdzie wyścig wjeżdża na Alpe d'Huez częściej niż na Mont Ventoux, to tutaj w 1952 roku pierwszy raz etap kończył się na szczycie góry i to on stał się najbardziej rozpoznawalnym miejscem telewizyjnej ery Touru. Na tutejszych 21 zakrętach zagiętych jak agrafki, publiczności przychodzą do głowy najbardziej szalone pomysły, etapy z Alpe d'Huez były nazywane nie tylko Hollywood, ale i Glastonbury kolarstwa. Nikomu jednak podczas poprzednich 99 wyścigów nie przyszło do głowy, by kolarzom kazać się wspinać pod górę dwa razy.

Upadki Perauda

Gdy podczas prezentacji trasy organizatorzy odkryli tę kartę, szmer przeszedł po sali. Na to czekali. Ale teraz szmer idzie też przez peleton, i nie jest to wyraz uznania.

To już jest Tour wyjątkowy, nawet płaskie etapy nie są w nim nudne, nie wspominając o tym, że minął drugi dzień przerwy, a ciągle nie ma żadnego przypadku dopingu. Ale dziś się może okazać, że nadmiar wyjątkowości szkodzi. Wspinaczka na Alpe d'Huez jest znacznie krótsza niż na Mont Ventoux, około 12-kilometrowa, w alpejskim powietrzu, a nie w piekarniku, jak na Ventoux, i zakosami. W podwójnej dawce będzie wprawdzie morderczą próbą, ale to nie wspinaczka irytuje kolarzy, tylko zjazd z Col de Sarennes. Na przełęcz wjadą niedługo po pierwszej wspinaczce na Alpe d'Huez, Col de Sarennes jest jeszcze wyżej. A potem się zacznie.

Zjazd jest niebezpieczny nawet przy dobrej pogodzie: wąska droga, kiepska nawierzchnia, brak barierek na zakrętach, za którymi są strome zbocza. A co dopiero, jeśli będzie padać, tak jak wczoraj podczas górskiej jazdy na czas, gdy kolarze wąską drogą pruli w dół blisko 100 km na godzinę. Jean Christophe Peraud, największa nadzieja Francuzów na dobre miejsce w klasyfikacji generalnej, rozbił się wczoraj dwa razy. Za pierwszym, podczas przejazdu próbnego, podniósł się z upadku z pękniętym obojczykiem, ale nie chciał zrezygnować z jazdy. Kilka godzin później, dwa kilometry przed metą, stracił panowanie nad rowerem i po kolejnym uderzeniu musiał się wycofać z wyścigu.

Pojawiły się nawet głosy, że gdyby padało dzisiaj, etap skończy się już na pierwszym przejeździe przez Alpe, ale organizatorzy zaprzeczyli.

Jazda na czas na 32 km z Embrun do Chorges, w zmieniającej się pogodzie, na trasie, która wymagała zmiany roweru na specjalny do czasówek, po zjeździe na płaski odcinek była kolejną bitwą wygraną przez Chrisa Froome'a. A Michałowi Kwiatkowskiemu dała awans z 11. na dziewiąte miejsce w klasyfikacji łącznej (awansował również dzięki wycofaniu się Perauda). Polak zajął w czasówce siódme miejsce, przegrał wprawdzie znowu z Nairo Quintaną, z którym rywalizują o białą koszulkę najlepszego młodzieżowca, ale widać coraz wyraźniej, że przegrać z Kolumbijczykiem to żaden wstyd.

Szanse w rowie

Wszystkie spojrzenia są jednak skierowane na Froome'a. To już jego trzeci wygrany etap (przed nim trzy lub więcej w jednym Tourze wygrywał tylko jeden Brytyjczyk, sprinter Mark Cavendish). Alberto Contador, choć on akurat jechał przy dobrej pogodzie, wyglądał na mecie jak zmokły pies. Liczył na to, że urwie kilka sekund z przewagi lidera, nawet się na to zanosiło po pierwszej części. A potem to Froome dołożył Contadorowi kolejne 9 s w klasyfikacji generalnej. Ma już cztery minuty i 34 s przewagi nad Hiszpanem, który jest od wczoraj wiceliderem, wyprzedził Bauke Mollemę, który niedługo przed metą uderzył w barierkę, ale dokończył etap.

Froome nie jest jednak na razie w nastroju do świętowania. Początkowo cierpliwie znosił pytania o doping, ale w poniedziałek, w dniu przerwy po Mont Ventoux, uznał, że są granice. Poczuł się obrażony porównaniami do Lance'a Armstronga podczas konferencji prasowej. Powiedział, że to niefajne i wyszedł z sali. Ale jeszcze bardziej zdenerwował się dzień później na etapie do Gap.

Tam Alberto Contador postanowił sprawdzić, czy rzeczywiście jedyną słabością lidera są zjazdy i poszedł na całość. Aż stracił panowanie, wywrócił się, zmuszając jadącego za nim Froome'a do ucieczki na pobocze. Brytyjczyk skrytykował Contadora za zbyt ryzykowną jazdę w wywiadach po etapie, a na Twitterze napisał do niego, że po upadku mało nie przejechał mu po głowie. „Może lepiej uważać następnym razem?".

Ale Contador nie ma już czasu, żeby uważać. Do mety zostały tylko trzy etapy prawdziwej walki i czwarty – parada na Polach Elizejskich. Więc Hiszpan musi atakować lidera przy każdej okazji.

Froome ciągle powtarza, że nie czuje się jeszcze zwycięzcą. – Tour jest taki, że w jednej chwili jesteś blisko zwycięstwa, w następnej leżysz gdzieś w rowie ze złamaną kością – mówi. Przez cały wyścig unikał groźnych kraks na płaskich etapach, świetnie eskortowany w zamieszaniu przed metą przez Iana Stannarda. A w trudnym terenie strzegł go Richie Porte. Ale na takich zjazdach jak z Col de Sarenne nawet najlepszy ochroniarz nie pomoże.

Sport
Wielki sport w 2025 roku. Co dalej z WADA i systemem antydopingowym?
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Sport
Najważniejsze sportowe imprezy 2025 roku. Bez igrzysk też będzie ciekawie
Sport
Wielki sport w 2025 roku. Kogo jeszcze kupi Arabia Saudyjska?
Sport
Sportowcy kontra Andrzej Duda. Prezydent wywołał burzę i podzielił środowisko
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay