Żadnego ruskiego katowania

O tym jak trudno jest zdobyć medal opowiadał dla "Rz" Paweł Korzeniowski, wicemistrz świata na 200 metrów stylem motylkowym

Aktualizacja: 02.08.2013 01:30 Publikacja: 02.08.2013 01:30

Paweł Korzeniowski: – Miniony sezon udało mi się przeżyć tylko dzięki oszczędnościom

Paweł Korzeniowski: – Miniony sezon udało mi się przeżyć tylko dzięki oszczędnościom

Foto: AFP

Po srebrze powiedział pan, że nie musi rzucać pływania. Były takie plany?

Paweł Korzeniowski

: Oczywiście. Gdybym miał trenować tak jak przez ostatnich kilka miesięcy, musiałbym chyba wygrać w totka. W pływaniu bez sponsora ani rusz. To nie tenis, gdzie na jednym turnieju wygrywa się roczną pensję. U nas wygrana w Grand Prix daje 1000 zł. Tymczasem październikowe złamanie nogi wykluczyło mnie z treningu na dobre sześć tygodni. Kiedy zacząłem pływać, było słabiutko i nie robiłem wyników, więc nie było nawet tego 1000 zł. Do tego doszły problemy osobiste – rozpadł się mój związek z Martą Domachowską, a w chwilę później odeszli sponsorzy. W jednej chwili wszystko zwaliło mi się na głowę i nie ukrywam, że ciężko to przeżyłem. Ale medal w Barcelonie dał mi niesamowitą energię. Wiem, że potrafię się podnieść i wygrywać. I że nadal mogę pływać, bo gdybym nie wszedł do finału, przepadłoby mi stypendium z Polskiego Związku Pływackiego i nie byłoby mnie stać na trenowanie.

Jak pan sobie radził przez ostatnie miesiące?

Na szczęście miałem oszczędności. Nie jestem typem człowieka, który wydaje na bieżąco wszystko, co zarobi. Pieniądze od sponsorów można wydać w pół roku, a później zostać z ręką w nocniku. Dlatego stać mnie było, by przez kilka miesięcy poświęcić się pływaniu. Ale dłużej bym nie uciągnął, bo profesjonalny sport wyklucza jakiekolwiek formy zarobkowania.

Na 200 m wywalczył pan medal, a na 100 m jeszcze nigdy nie pływał tak szybko. Mamy spodziewać się kolejnego krążka?

Mam taką nadzieję. Czuję moc i wielkie rezerwy. W moim wieku sprinty są o wiele lepsze, bo wiadomo, że 28-letni organizm nie regeneruje się tak szybko po wysiłku, jakim jest 200 m. Wszystko boli, napięcia są ogromne. Dobrze, że między startami na 200 i 100 m jest dzień przerwy, bo będę mógł się rozpływać, pójść na masaż, trochę to wyleżeć.

Czy kolejny medal jeszcze bardziej przedłuży pana karierę?

Jeśli będzie forma i stypendium, to wystartuję na igrzyskach w Rio, ale nie chcę przesądzać. Miniony sezon udało mi się przeżyć tylko dzięki oszczędnościom. Basen, trenera, odżywki i siłownię opłacał mi Polski Związek Pływacki, ale mam jeszcze mieszkanie, samochód w leasingu, opłaty. Gdybym poległ w Katalonii, trzeba by było pójść do pracy, otworzyć szkołę pływania. To mój plan na sportową emeryturę.

Studiuje pan zarządzanie, a jednak chce poświęcić się sportowi?

Widziałbym siebie w roli trenera, ale raczej seniorów. Może zabrzmi to nieskromnie, ale mam ogromne doświadczenie i myślę, że mógłbym wiele z tego przekazać. Szkolenie dzieci jest ważne, ale moja wiedza na wiele by im się nie przydała. Zawsze interesowałem się teorią treningu, nowinkami technicznymi, chciałem wiedzieć, czemu ma służyć dane zadanie i mieć wpływ na trening.

Chce pan trenować delfinistów?

Nie, sprinterów, bo w ich treningu przywiązuje się dużą wagę do techniki, zwraca uwagę na wszystkie szczegóły, które mnie fascynują. Długi dystans to niewdzięczny trening z siedmiokilometrowymi zadaniami i ciągle niezadowolonym zawodnikiem. Sam to przerabiałem. Przed igrzyskami w Atenach pływałem po 3200 km rocznie. Dziś wspominam to jako koszmar.

Dlatego w 2010 r. zmienił pan trenera? Nie chciał się pan dłużej poddawać reżimowi Pawła Słomińskiego.

Mówiono wiele rzeczy i może wreszcie czas to sprostować. Jestem wdzięczny trenerowi Słomińskiemu za wszystko, co z nim osiągnąłem, ale po tylu latach, już jako doświadczony zawodnik, miałem swoje zdanie. Uważam, że pływanie ośmiokilometrowych treningów było już zwyczajnie niepotrzebne. Taki kilometraż jest potrzebny, ale u młodego zawodnika, który później czerpie z tej bazy. Przed igrzyskami w Atenach trener Piotr Woźnicki też mnie nie oszczędzał – pływałem rocznie 3200 km. Ale w wieku 27 lat nie musiałem już pływać 16 km dziennie i dlatego zdecydowałem się na zmianę.

Złośliwi mówią, że wybrał pan Roberta Białeckiego, drugiego trenera AZS AWF Warszawa, bo pozwalał panu pływać, jak pan chciał.

Bolą mnie takie uwagi. To nieprawda, że trener Białecki jest specjalistą od skoków do wody i na pływaniu się nie zna. Mam nadzieję, że srebrny medal na mistrzostwach świata zamknie niedowiarkom usta. Trener ma ogromne doświadczenie, jest kierownikiem zakładu pływania na AWF i ma stopień doktora. A przede wszystkim śledzi nowinki treningowe. W ostatnim czasie przeczytał po angielsku pięć cegieł o teorii treningu, a co wyczyta, tym dzieli się ze mną.

Jeden z trenerów powiedział mi, że ustalanie planu treningowego z zawodnikiem to jak wpuszczanie teściowej do kuchni – gdzie dwóch gotuje, tam nic nie wyjdzie.

Bzdura. Wielu trenerów nadal hołduje wzorcom, które przywędrowały do polskiego pływania w latach 80. ze Związku Radzieckiego. Nie mogą zrozumieć, że można ściśle współpracować z zawodnikiem, że nie każdy pływak jest taki sam. Ja na przykład nie mogę mieć monotonnego treningu, bo szybko się nudzę i demotywuję. A trener Białecki na każdy trening przygotowuje coś nowego i udowadnia, że pływanie może być przyjemne. Nawet przy takich obciążeniach i na tak wysokim poziomie. Tak samo będę chciał trenować swoich zawodników, żadnego ruskiego katowania.

Weekend medalowych szans

W piątek Radosław Kawęcki popłynie w finale na 200 m stylem grzbietowym(awansował z trzecim czasem). Ważna dla nas będzie też rywalizacja na 100 m stylem motylkowym. Paweł Korzeniowski wystartuje w eliminacjach z Konradem Czerniakiem, który miał być gwiazdą w Katalonii, a rozczarował, nie wchodząc do finałów na 50 m motylkiem i 100 m dowolnym. Sam jednak zdaje się nie tracić rezonu. – 100 m to mój wyścig – mówił po nieudanych startach. W sobotę w eliminacjach na 1500 m dowolnym zobaczymy Mateusza Sawrymowicza i mistrza Europy juniorów na 800 m i wicemistrza na 1500 m Pawła Furtka. Dla Sawrymowicza, który zastanawia się nad pogodzeniem treningu w basenie z tym na wodach otwartych, to prawdziwy test formy. Mistrz świata z Melbourne i mistrz Europy ze Szczecina przez poprzednie dwa sezony miał problemy ze zdrowiem. Formę szlifował w Kalifornii obok mistrza olimpijskiego Osamy Meloulli.

Po srebrze powiedział pan, że nie musi rzucać pływania. Były takie plany?

Paweł Korzeniowski

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Sport
Witold Bańka i WADA kontra Biały Dom. Trwa wojna na szczytach światowego sportu
Sport
Pomoc przyszła od państwa. Agata Wróbel z rentą specjalną
Sport
Zmarł Andrzej Kraśnicki. Człowiek dialogu, dyplomata sportu
Materiał Promocyjny
Warta oferuje spersonalizowaną terapię onkologiczną
SPORT I POLITYKA
Kto wymyślił Andrzeja Dudę w MKOl? Radosław Piesiewicz zabrał głos
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego