Wszystkie chwyty były dozwolone, od sterydów dla wioślarzy i lekkoatletów, przez efedrynę dla piłkarzy (m.in. trzech, którzy zagrali w finale mundialu 1966) po powietrzne lewatywy, czyli pompowanie pływaków, żeby się lepiej unosili na wodzie. Państwo nie tylko miało świadomość gigantycznych oszustw, ale pomagało je tuszować.
Finansowało badania i eksperymenty z użyciem sterydów anabolicznych, testosteronu, EPO, udając, że wierzy w deklarowany przez naukowców cel: udowodnienie, iż te specyfiki nie pomagają sportowcom.
Nadzorcą prac nad ulepszaniem dopingu miał być powołany w 1970 r. Federalny Instytut Wiedzy o Sporcie (BISp), podlegający ministerstwu spraw wewnętrznych (ono w Niemczech odpowiada za sport) i dzielący jego miliony marek między sportowe uczelnie. A wspomniane badania mające udowodnić nieskuteczność substancji dopingowych były podkładką dla kupowania środków i faszerowania nimi sportowców. Również niepełnoletnich.
Niektóre eksperymenty trwały nawet do 1993 roku, np. z EPO. Testowano na sportowcach również hormon wzrostu (HGH) i insulinę. Także w czasach, gdy nie było jeszcze syntetycznego HGH, więc pobierano go ze zwłok.
Ten raport to problem
To nie był tak nachalny doping jak enerdowski, bo demokracja nigdy nie wygra takiego wyścigu z dyktaturą. Ale ścigać się chciała, i od lat 70. robiła to systemowo. To jest dziś prawda, która Niemców z Zachodu boli najbardziej. Doping wschodni został już potępiony i osądzony w procesach.