– Chińczycy udowodnili, że można pływać na światowym poziomie bez superszybkich kostiumów i – co najważniejsze w ich przypadku – najlepszych warunków fizycznych do tego sportu – mówi Piotr Albiński, olimpijczyk z Barcelony i brązowy medalista mistrzostw świata.
I dodaje, że nie ma już przypadków jak z początku lat 90., kiedy kilkanaście superszybkich Chinek złapano na sterydach, którymi karmili je enerdowscy trenerzy. Dzisiaj Chińczycy postawili na szkoleniowców z Australii i nie boją się wysyłać zawodników do największych ośrodków na Zachodzie.
– Chińczycy, podobnie jak Japończycy, wygrywają z resztą świata niesamowitą pracowitością, kultem pracy. Europejczycy nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jak ciężko trenuje się w Azji. Wyobrażenie może dać tylko film z klasztoru Szaolin. Stosunek do pływania najlepiej obrazują ukłony, jakie japońscy pływacy składają nie tylko podczas treningów, ale i zawodów międzynarodowych – jeden w stronę trenera, a drugi w stronę basenu. Ten kult pracy jest w stanie pokonać bariery fizyczne – opowiada Albiński.
O tym, jak silna jest motywacja Japończyków, przekonał dziennikarzy 19-letni Kosuke Hagino, który po srebrnym medalu na 400 m dowolnym oświadczył, że zamierza zwyciężać we wszystkich sześciu swoich wyścigach. Nie udało się, zdobył tylko dwa medale, ale z pewnością spróbuje jeszcze nie raz.
„Missy” i Katy
Aplauz widowni wywoływali jednak nie tylko Azjaci. Bohaterkami mistrzostw były przede wszystkim: Amerykanka Melissa „Missy” Franklin, niemal bez wysiłku zdobywająca medal za medalem, często w godzinnych odstępach i jej szesnastoletnia rodaczka o znajomo brzmiącym nazwisku Katy Ledecky, która w Katalonii pobiła dwa rekordy świata – na 800 i 1500 m stylem dowolnym.