Reklama
Rozwiń
Reklama

Lepiej mogli zagrać wszyscy

Trener Dirk Bauermann polskich koszykarzy o nieudanym występie w mistrzostwach Europy

Aktualizacja: 17.09.2013 02:58 Publikacja: 17.09.2013 02:57

Dirk Bauermann

Dirk Bauermann

Foto: AP, Petr David Josek Petr David Josek

Miał pan tydzień na przeanalizowanie porażki na Eurobaskecie. Jakie wnioski?

Dirk Bauermann:

Porażka to złe słowo, bardzo niesprawiedliwe. Naszym występem jestem rozczarowany bardziej niż ktokolwiek inny. Nie podjąłem się tej pracy, aby ze Słowenii wrócić z jednym zwycięstwem. Ale spójrzmy na ten turniej w szerszej perspektywie. Znaleźliśmy się w grupie z Hiszpanią, Chorwacją i Słowenią – nikt by się nie zdziwił, gdyby każda z tych drużyn grała o medal. Jedną z nich pokonaliśmy, z drugą przegraliśmy czterema punktami. Tego nie można nazwać porażką.

Reklama
Reklama

Mieliśmy być czarnym koniem tego turnieju. Z perspektywy czasu brzmi to po prostu śmiesznie.

Naprawdę mieliśmy podstawy do optymizmu. Na zgrupowanie wszyscy przyjechali przygotowani, zdrowi, trenowali bardzo ciężko, a atmosfera była rewelacyjna. Widzieliśmy braki, szczególnie w obronie, pracowaliśmy nad zgraniem i zagrywkami, robiliśmy postępy. Na turnieju przed mistrzostwami pokonaliśmy Włochy, Izrael i Belgię. Nadzieje na drugą rundę Eurobasketu to nie było myślenie życzeniowe, tylko realny cel. Ciężko było patrzeć, jak w Słowenii lepiej grali Belgowie czy Ukraińcy. Jestem przekonany, że gdybyśmy trafili do grupy z nimi, Francuzami i Niemcami, to dziś walczylibyśmy o ćwierćfinał.

Mistrzostwa zaczęliśmy fatalnie. Porażki z Gruzją nikt nie brał pod uwagę.

Nie doceniliśmy Gruzinów, a w dodatku przygniotła nas presja i zagraliśmy źle. Taki mecz nie mógł się zdarzyć, to było niedopuszczalne i w żaden sposób nie zasługuje na usprawiedliwienie. Przegrana podcięła nam skrzydła. Później z Czechami chcieliśmy przede wszystkim uniknąć drugiej porażki i to nas zgubiło. Mieliśmy katastrofalne ostatnie sekundy. W decydującej akcji popełniliśmy dwa błędy i zostaliśmy ukarani. Brak doświadczenia praktycznie odebrał nam szansę na wyjście z grupy. Proszę mi wierzyć, że po czymś takim bardzo ciężko wyjść na parkiet. Mimo to z Chorwatami pokazaliśmy niesamowity charakter, wysoko przegrywaliśmy, a przecież podnieśliśmy się i mogliśmy wygrać.

Reklama
Reklama

Wydawało się, że po trzech porażkach gorzej być nie może. Ale potem przyszedł mecz z Hiszpanią.

Po tym spotkaniu powiedziałem, że tak źle grającej drużyny jak w dwóch pierwszych kwartach nie prowadziłem jeszcze nigdy i z tego się nie wycofuję. Hiszpanie widzieli, jak walczyliśmy z Chorwatami, i wyszli maksymalnie skoncentrowani. Byli gotowi, a my nie. Opadły emocje, byliśmy zmęczeni, posypaliśmy się jako zespół. Nie mogłem tego zaakceptować, zdecydowanie porozmawialiśmy w przerwie i dwie ostatnie kwarty graliśmy inną koszykówkę. Odzyskaliśmy szacunek.

Stara się pan szukać pozytywów. Takim był mecz ze Słowenią. Co jeszcze?

Pamiętajmy, że ze Słowenią graliśmy już o nic. A jednak walczyliśmy na 100 procent i pokonaliśmy gospodarza mistrzostw. Zagraliśmy dobrze w ataku, na dobrym poziomie w defensywie, zespołowo. To była drużyna, jaką chciałem oglądać od początku. O tych pozytywnych stronach musimy mówić. Pewnie dziś ciężko tego słuchać, ale zmierzamy w dobrym kierunku. Jesteśmy silniejsi niż pół roku temu, jako jedyni mieliśmy w Słowenii dwóch zawodników do lat 20 i obaj grali, mamy kolejne talenty i obiecującą przyszłość. Rozumiem potrzebę odniesienia sukcesu z dnia na dzień. Sam bym tego pragnął, ale musicie być cierpliwi. Taki jest sport.

Statystyki pokazują, że na swoim poziomie w Słowenii zagrali tylko Michał Ignerski i Marcin Gortat. Dlaczego zawiedli pozostali zawodnicy?

Reklama
Reklama

Statystyki to tylko suche liczby. Podsumuję to krótko: lepiej mogli zagrać wszyscy.

W czasie mistrzostw pojawił się problem – Marcin Gortat i Maciej Lampe więcej dawali drużynie, grając osobno niż razem. Z czego to wynika?

Ja takiego problemu nie widzę. Na turnieju przed Eurobasketem z nimi na parkiecie pokonaliśmy Włochów. W Słowenii w meczu z Czechami z Gortatem i Lampem obok siebie drużyna rozegrała najlepszą kwartę w mistrzostwach. Nie możemy sobie pozwolić na to, aby dwóch najlepszych zawodników ze sobą nie grało. Choć przyznam, że korzyści z tego powinniśmy mieć więcej.

Reklama
Reklama

Pana kontrakt kończy się w styczniu. Prezes PZKosz Grzegorz Bachański powiedział już, że zdecydowany jest go przedłużyć. Chciałby pan kontynuować pracę z naszą kadrą?

Bez względu na to, co stało się na Słowenii, pozostaję optymistą. Uważam, że mamy świetną grupę zawodników, którzy mogą i chcą dać tej reprezentacji bardzo wiele. Chciałbym ich trenować, chciałbym wygrywać, ale muszę też patrzeć na swoje zdrowie. Jeżeli nadal będę mógł dawać tej drużynie 100 procent, to usiądziemy z prezesem i na pewno się porozumiemy. Najważniejsze, że związkiem zarządzają profesjonaliści, którzy kochają koszykówkę. Do tego trzeba dodać stabilizację w kadrze, systemowe inwestowanie w młodzież i trenerów. Jeżeli jeszcze będzie sprzyjało wam szczęście, to marzenie o sukcesie pewnego dnia się spełni.

Sport
Iga Świątek, Premier League i NBA. Co obejrzeć w święta?
Sport
Ślizgawki, komersy i klubowe wigilie, czyli Boże Narodzenia polskich sportowców
Sport
Wyróżnienie dla naszego kolegi. Janusz Pindera najlepszym dziennikarzem sportowym
Sport
Klaudia Zwolińska przerzuca tony na siłowni. Jak do sezonu przygotowuje się wicemistrzyni olimpijska
Materiał Promocyjny
Polska jest dla nas strategicznym rynkiem
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
Materiał Promocyjny
Podpis elektroniczny w aplikacji mObywatel – cyfrowe narzędzie, które ułatwia życie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama