W roku 2000 mistrzostwo świata zdobył Mark Loram. Od tamtej pory Brytyjczyka nie było nawet na podium. Aż do minionej soboty na toruńskiej Motoarenie, gdzie po tytuł sięgnął 23-latek, który kilka lat temu chciał rozstać się ze sportem, a dziś na pewno nie żałuje, że zmienił plany.
Znajomość Woffindena z żużlem zaczęła się, gdy jego rodzice podjęli decyzję o wyjeździe do Australii. Rodzina zamieszkała na antypodach, a mały Tai dostał od taty motocykl crossowy. Ojciec również ścigał się po owalnym torze, lecz nie mówił synowi zbyt wiele o swojej pasji. Pewnego razu, podczas czyszczenia maszyny po jednej z przejażdżek, młody Woffinden zobaczył w garażu przyjaciela ojca dwa motory żużlowe i powiedział: „Chcę spróbować”.
Rob Woffinden spełnił życzenie syna z ciężkim sercem. Mając w pamięci własne starty, bał się o jego zdrowie. Ale 12-letni Tai nie dał ojcu wyboru: swoje pierwsze okrążenie przejechał na torze w Perth i od razu ujawnił się jego wielki talent. Po pewnym czasie zdał egzamin na australijską licencję żużlową. Jej numer, 108, do dziś jest jego znakiem rozpoznawczym.
Rodzice w końcu pogodzili się z tym, że syn chce zostać żużlowcem. Aby jego kariera mogła się rozwijać, wrócili do Wielkiej Brytanii. W roku 2006 16-letni Tai związał się z drużyną Scunthorpe Scorpions występującą w Conference League, najniższej klasie rozgrywkowej.
Woffinden miał szczęście – kontuzji doznali jego groźni rywale Holder i Sajfutdinow