Zawrócony z piekła

„Wyścig" to film o Formule 1, ale nie tylko dla tych, którzy w żyłach mają benzynę. W kinach od 8 listopada.

Publikacja: 26.10.2013 09:00

Zawrócony z piekła

Foto: ROL

Przeniesienie widza w świat Formuły 1 z lat 70. jest wyzwaniem, ale zdobywca Oscara za „Piękny umysł" Ron Howard mu sprostał. To były czasy, w których seks był bezpieczny, a wyścigi nie. Nikt nie słyszał o politycznej poprawności i mizdrzeniu się do sponsorów. W cenie była dobra zabawa i zacięta rywalizacja. Film opowiada o bohaterach F1 Jamesie Huncie i Nikim Laudzie.

Dla Hunta wyścigi były częścią bogatego życia, w którym poza szybkimi samochodami nie brakowało alkoholu, innych używek i pięknych dziewcząt, ulegających wdziękom przystojnego mistrza kierownicy.

Lauda koncentrował się na jeżdżeniu. Przy hulaszczym trybie życia rywala przypominał ascetę. Każdą wolną chwilę poświęcał na pracę, potrafił genialnie dobierać ustawienia samochodu i wykorzystywać to na torze. Hunta, znanego z widowiskowego i niebezpiecznego stylu jazdy, do F1 wprowadził baron Alexander Hesketh, który w wieku dwudziestu kilku lat przepuścił rodzinną fortunę na zabawę w prowadzenie zespołu wyścigowego. Po sezonie 1975 skończyły mu się pieniądze, a kierowcę przygarnął poszukujący nowego lidera McLaren.

Rodzina Laudy – przedsiębiorcy z Wiednia – nie chciała nawet słyszeć o jego wyścigowej pasji. Przyszły as F1 zaciągnął więc kredyt w banku, zastawiając swoją polisę na życie. W ten sposób sfinansował starty w niższych seriach i debiut w Grand Prix, a w sezonie 1974 ściągnięto go do Ferrari. Odwdzięczył się pierwszym tytułem w 1975 roku i zanosiło się na to, że w kolejnym roku obroni mistrzostwo świata.

Hunt i jego zespół próbowali walczyć z jeżdżącym jak komputer Austriakiem, dysponującym świetnie przygotowanym Ferrari. – Każdy półgłówek wygrywałby w tym samochodzie – zżymał się szef McLarena Teddy Mayer. W pierwszych siedmiu wyścigach sezonu 1976 Lauda nie schodził z podium: wygrał cztery, dwa razy był drugi i raz trzeci. Potem miał defekt w GP Francji i wygrał w ojczyźnie Hunta – a po GP Wielkiej Brytanii nadszedł czas na wyścig w Niemczech. Na tym etapie Hunt miał na koncie tylko dwie wygrane, jedno drugie i jedno piąte miejsce – razem 26 punktów wobec 61 Laudy.

Grand Prix Niemiec rozgrywano wówczas na Północnej Pętli Nurburgringu: torze o długości ponad 20 km, pieszczotliwie zwanym Zielonym Piekłem. Lauda nie chciał tam rywalizować i lobbował za odwołaniem wyścigu. – Samochody były już za szybkie na ten tor, ale zostałem przegłosowany – wspominał po latach.

Na drugim okrążeniu  Ferrari Laudy uderzyło w barierę i stanęło w płomieniach. Austriakowi spadł z głowy kask, a z piekła wyciągnęli go koledzy z toru. – Jeszcze kilka sekund i byłoby po mnie. Nie przeżyłbym, gdyby Arturo Merzario nie wskoczył w płomienie i nie rozpiął mi pasów – mówił lauda.

Do szpitala w Mannheim trafił w krytycznym stanie: oparzenia głowy i dłoni czy połamane żebra nie były nawet w połowie tak groźne, jak poparzony przełyk i płuca. Zespół sześciu lekarzy i 34 pielęgniarek robił wszystko, co w ich mocy, ale prognozy nie były pomyślne. Trzy dni po wypadku udzielono półprzytomnemu Laudzie ostatniego namaszczenia. W swojej autobiografii o wiele mówiącym tytule „Do piekła i z powrotem" tak wspominał wizytę księdza: „Byłem tak wkurzony, że chciałem krzyczeć: Hej, przestań! To największa pomyłka, jaką robisz w życiu! Nie zamierzam umierać!".

Nie umarł. Ferrari zdążyło już zatrudnić na jego miejsce innego kierowcę, ale Lauda sześć tygodni po kraksie siedział w kokpicie i zajął czwarte miejsce na torze Monza. Chciał bronić prowadzenia w mistrzostwach, ale pod jego nieobecność Hunt odrobił sporo strat, a potem wygrał jeszcze dwa wyścigi.

Przed ostatnią rundą w Japonii Anglik tracił trzy punkty do Laudy. Austriak oddał tytuł walkowerem: nie chciał ryzykować walki w ulewnym deszczu, jego zrekonstruowane powieki nie były jeszcze w pełni sprawne.

Zjechał do boksu po dwóch okrążeniach. Zespół chciał podać informację o zmyślonym defekcie samochodu, ale Lauda nie zamierzał ukrywać prawdy. Warunki były zbyt trudne, a po przeżyciach z Nuerburgringu trudno się dziwić, że nie chciał już kusić losu. Wygrał walkę ze śmiercią i nie postawił życia na szali w walce o tytuł. Hunt zajął w Japonii trzecie miejsce i wyprzedził Laudę o punkt.

Po tym sukcesie Anglik nigdy już nie zdobył mistrzowskiego tytułu, a Austriak odzyskał koronę w 1977 roku i dorzucił trzecią w sezonie 1984 – już w barwach McLarena, mimo dwuletniej przerwy w startach.

Howard i jego ekipa po mistrzowsku opowiedzieli na ekranie tę historię, oddając realia lat 70. Udało im się zgromadzić 24 autentyczne samochody wyścigowe z epoki do zdjęć statycznych, a efektowne ujęcia z pojedynków na torze kręcono przy użyciu zbudowanych specjalnie na potrzeby filmu replik. W niektórych scenach wykorzystano oryginalne ujęcia z lat 70.

W buntownika Hunta wcielił się Chris Hemsworth i początkowo to on podbija nasze serca. Z biegiem akcji szala przechyla się na korzyść chłodnego Laudy – w tej roli rewelacyjny jest Daniel Bruehl, szkolony zresztą przez samego kierowcę.

Świetne są zwłaszcza sceny, w których jeszcze jako żółtodziób pokazuje mechanikom zespołu BRM, na czym polega jego prawdziwa siła w postaci analitycznego podejścia do wyścigów i bezustannego dążenia do perfekcji.

Widać, że z ekipą filmowców współpracowali ludzie, którzy byli świadkami tych wydarzeń: sam Lauda i wieloletni pracownik McLarena Alastair Caldwell. Nie dało się nakręcić wszystkich scen w oryginalnych lokalizacjach, ale to zauważą tylko miłośnicy F1.

Opowiedziana przez Howarda historia różni się od prawdziwej, największą zmianą jest przedstawienie Hunta i Laudy jako rywali nie tylko na torze, ale też poza nim. – Z Nikim zawsze się dobrze dogadywaliśmy. Ścigaliśmy się ze sobą, ale byliśmy też kumplami – powiedział kiedyś Hunt.

Jednak można wybaczyć twórcom „Wyścigu" zaostrzenie relacji między bohaterami filmu. Najważniejsze, że z kina zadowoleni wyjdą zarówno miłośnicy dobrze zrobionych filmów o ludziach, którzy dążą do spełnienia swoich marzeń, jak i kibice Formuły 1.

Przeniesienie widza w świat Formuły 1 z lat 70. jest wyzwaniem, ale zdobywca Oscara za „Piękny umysł" Ron Howard mu sprostał. To były czasy, w których seks był bezpieczny, a wyścigi nie. Nikt nie słyszał o politycznej poprawności i mizdrzeniu się do sponsorów. W cenie była dobra zabawa i zacięta rywalizacja. Film opowiada o bohaterach F1 Jamesie Huncie i Nikim Laudzie.

Dla Hunta wyścigi były częścią bogatego życia, w którym poza szybkimi samochodami nie brakowało alkoholu, innych używek i pięknych dziewcząt, ulegających wdziękom przystojnego mistrza kierownicy.

Pozostało 90% artykułu
SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity od Citibanku można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji
SPORT I POLITYKA
PKOl ma nowego, zagranicznego sponsora. Można się uśmiechnąć
rozmowa
Radosław Piesiewicz dla „Rzeczpospolitej”: Sławomir Nitras próbuje zniszczyć polski sport
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl