Adam Nawałka jest kulturalnym, wykształconym człowiekiem, ale to wszystko nie uchroni go przed krytyką, jeśli reprezentacja zacznie przegrywać.
Uroczysty ingres wypadł znakomicie, jak inne w ostatnich latach. Tyle że w przypadku wszystkich selekcjonerów reprezentacji, od końca XX wieku począwszy, najefektowniej wypada ich prezentacja. Zresztą najczęściej odbywała się w tym samym miejscu, w hotelu Victoria. Nazwa jaskrawo kłóci się z tym, co następowało później.
Latem ubiegłego roku, w tej samej sali, w której wczoraj witaliśmy Adama Nawałkę, słuchaliśmy exposé Waldemara Fornalika. I mieliśmy takie same nadzieje jak teraz.
Różnica polega na tym, o czym na początku spotkania powiedział prezes PZPN Zbigniew Boniek, przypominając swoje pierwsze tygodnie znajomości z Nawałką. To było ponad 35 lat temu, kiedy obydwaj spotkali się najpierw na boisku ligowym (Boniek grał w Widzewie, a Nawałka w Wiśle) a potem w reprezentacji Polski. Grali w niej wtedy najlepsi piłkarze, jakich kiedykolwiek mieliśmy. W bramce Jan Tomaszewski, w obronie Jerzy Gorgoń i Władysław Żmuda, w pomocy Kazimierz Deyna, Zbigniew Boniek, Henryk Kasperczak i Adam Nawałka, a w ataku Grzegorz Lato, Andrzej Szarmach i Włodzimierz Lubański. Mundial w Argentynie zakończyli w światowej czołówce.
Oczywiście wiem, że na przeszłości, choćby najpiękniejszej, nie buduje się teraźniejszości. Ale tamte doświadczenia mogą pomóc. Pierwszy raz stanowisko prezesa PZPN i selekcjonera reprezentacji zajmują dawni wybitni piłkarze. Są z tego samego pokolenia, łączy ich boisko, podobne myślenie, ambicje. Do tego Boniek ma charyzmę, a Nawałka może ją mieć.