Brązowy medal mistrzostw świata, a potem siedem podiów Pucharu Świata. Po straconym sezonie 2012 pana kariera wróciła na właściwe tory.
Konrad Czerniak: Takiego sezonu potrzebowałem. W poprzednim startów było mało, jedne zawody za granicą, niezbyt dobre mistrzostwa Polski i igrzyska, które skończyły się rozczarowaniem. Dlatego teraz zależało mi na jak największej liczbie startów, za wszelką cenę chciałem się ścigać. Mogę być zadowolony z wyników, a do tego nabrałem takiej sportowej swobody i pewności siebie.
Moskwa, Doha, Dubaj, Singapur, Tokio i Pekin. W ostatnich miesiącach objechał pan kawał świata.
Przez pięć tygodni siedziałem na walizkach. Najlepiej chyba było w Singapurze
Pierwszy raz zdecydowałem się na takie duże przedsięwzięcie. Przez pięć tygodni siedziałem na walizkach, przygotowywałem się do podróży albo rozpakowywałem po powrocie. Do tego jeszcze męczące przeloty, dwa dni na zawodach, starty i ciągłe przemieszczanie się między hotelem i basenem. Udało się zwiedzić trochę świata, ale możliwości, żeby coś zobaczyć, tak naprawdę nie miałem. Najlepiej było chyba w Singapurze, bo mieszkaliśmy w samym centrum i można było się przejść po okolicy. W Pekinie ścigaliśmy się w „Kostce Wody", gdzie rozgrywano igrzyska w 2008 roku. Kiedy jest rozświetlona, wygląda, jakby na zewnątrz budynku wypływały trójwymiarowe krople. Niesamowite.