Największa z gwiazd to oczywiście Floyd Mayweather jr, lider klasyfikacji na najlepszego pięściarza bez podziału na kategorie wagowe. Nie przegrał walki od 1996 roku, gdy podczas igrzysk w Atlancie w półfinale pokonał go Bułgar Serafim Todorow, trzykrotny mistrz świata i trzykrotny mistrz Europy. Werdykt był kontrowersyjny, Mayweather nigdy nie pogodził się z tą porażką, ale to cecha wielkich mistrzów.
Witalij Kliczko, gdy kilka lat temu rozmawiałem z nim w Kijowie, powiedział, że na zawodowych ringach nigdy nie przegrał. – A Chris Byrd, a Lennox Lewis? – zapytałem nieśmiało. – Przegrałem z kontuzjami, nie z nimi – odpowiedział zdecydowanie.
Starszy Kliczko chyba na dobre żegna się z boksem wciągnięty przez wielką politykę. Nigdy nie ukrywał, że chce zostać prezydentem Ukrainy i kiedyś być może dopnie swego. W 2013 roku nie stoczył żadnej walki, więc o byłym już mistrzu WBC w wadze ciężkiej możemy chyba mówić w czasie przeszłym.
Król Floyd
Co innego Mayweather junior. 17 lat bez porażki, mistrzowskie pasy w pięciu kategoriach wagowych i brak godnych rywali w ostatnich latach to obraz króla boksu, który zapisze się w historii tej dyscypliny. A przy tym Floyd jest też królem pay per view, walki z jego udziałem biją rekordy oglądalności i przynoszą bajońskie zyski, głównie zresztą jemu.
Ostatni, zwycięski pojedynek z Meksykaninem Saulem Alvarezem to też wielki sukces biznesowy. Rekord pay per view z walki z Oscarem De La Hoyą (2,44 mln przyłączy, Mayweather jr w sumie zarobił wówczas minimum 70 mln dolarów) nie został wprawdzie pobity, lecz zyski ze sprzedaży biletów były wyższe. Ale Floyd Mayweather jest tylko jeden.