Przypadła ona na lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte XX wieku. Jeszcze w latach siedemdziesiątych po boiskach biegali epigoni romantyzmu, który w sposób naturalny przegrywał z drapieżnym kapitalizmem.
Różnice widoczne były gołym okiem. Eusebio opowiadał mi o swoich początkach w Mozambiku i Lizbonie, brzmiało to jak opowieści o sierotce Marysi. Jedynym wzorem dla niego był ojciec, reprezentant Mozambiku. Opowiedział mu wszystko, co wiedział o piłce i pokazał jakieś sztuczki. Ale zmarł w wieku 36 lat, kiedy Eusebio miał siedem. Innych piłkarzy dzieciak nie znał, bo telewizji w Mozambiku nie było. Nie miał się na kim wzorować. Grał więc na wyczucie, a został jednym z najlepszych piłkarzy świata.
Kiedy na jakimś wyliniałym placyku zobaczyli go portugalscy trenerzy, szybko wysłali do Lizbony. Nie dość, że znalazł się w innym kraju, odległym od domu o kilka tysięcy kilometrów, to jeszcze trafił tam w grudniu, kiedy akurat w Lizbonie spadł śnieg. Gdy przed treningiem dostał rękawiczki, nie wiedział co to jest. Nie miał oczywiście żadnego menedżera. Zaopiekował się nim syn przyjaciółki matki z Lourenco Marques, starszy o siedem lat Mario Coluna. Eusebio miał wyjątkowe szczęście, gdyż Coluna był kapitanem Benfiki.
Piłkarze mieszkali wtedy w klubowym pensjonacie, trzymali się razem, a Eusebio, jako najmłodszemu, wszyscy pomagali. – Skończyłem ledwo 18 lat, patrzyłem, co robią starsi, jak się zachowują, w co się ubierają, jaką dietę stosują i powtarzałem ich zachowania – mówił mi przed pięcioma laty.
Pierwsze piłkarskie buty robił mu szewc, który na podeszwie nabijał skórzane kołki. W jednym komplecie bawełnianych koszulek Benfica grała przez cały sezon. Wiosną były już tak sprane, że czerwony kolor stawał się różowy. Nie było na nich żadnych reklam. Mecze trwały w praktyce krócej niż 90 minut, ponieważ rozgrywano je jedną piłką, która często lądowała na trybunach lub jeszcze dalej. Kiedy już Eusebio stał się sławny, po finale Pucharu Mistrzów Benfica-Real podpisał pierwszą umowę reklamową: od tej pory buty przygotowywała mu firma Puma, podobnie jak Pelemu. Prezydent Juventusu Turyn Giovanni Agnelli dawał za niego Benfice milion dolarów, co można porównać dziś z kwotą stukrotnie wyższą. Ale do transferu nie doszło, ponieważ dyktator Portugalii Antonio Salazar nakazał, aby wszyscy portugalscy piłkarze grali w klubach krajowych.