Sierotka z Mozambiku

Odszedł Eusebio, jeden z bohaterów romantycznej epoki w piłce nożnej.

Publikacja: 07.01.2014 12:48

Sierotka z Mozambiku

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Przypadła ona na lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte XX wieku. Jeszcze w latach siedemdziesiątych po boiskach biegali epigoni romantyzmu, który w sposób naturalny przegrywał z drapieżnym kapitalizmem.

Różnice widoczne były gołym okiem. Eusebio opowiadał mi o swoich początkach w Mozambiku i Lizbonie, brzmiało to jak opowieści o sierotce Marysi. Jedynym wzorem dla niego był ojciec, reprezentant Mozambiku. Opowiedział mu wszystko, co wiedział o piłce i pokazał jakieś sztuczki. Ale zmarł w wieku 36 lat, kiedy Eusebio miał siedem. Innych piłkarzy dzieciak nie znał, bo telewizji w Mozambiku nie było. Nie miał się na kim wzorować. Grał więc na wyczucie, a został jednym z najlepszych piłkarzy świata.

Kiedy na jakimś wyliniałym placyku zobaczyli go portugalscy trenerzy, szybko wysłali do Lizbony. Nie dość, że znalazł się w innym kraju, odległym od domu o kilka tysięcy kilometrów, to jeszcze trafił tam w grudniu, kiedy akurat w Lizbonie spadł śnieg. Gdy przed treningiem dostał rękawiczki, nie wiedział co to jest. Nie miał oczywiście żadnego menedżera. Zaopiekował się nim syn przyjaciółki matki z Lourenco Marques, starszy o siedem lat Mario Coluna. Eusebio miał wyjątkowe szczęście, gdyż Coluna był kapitanem Benfiki.

Piłkarze mieszkali wtedy w klubowym pensjonacie, trzymali się razem, a Eusebio, jako najmłodszemu, wszyscy pomagali. – Skończyłem ledwo 18 lat, patrzyłem, co robią starsi, jak się zachowują, w co się ubierają, jaką dietę stosują i powtarzałem ich zachowania – mówił mi przed pięcioma laty.

Pierwsze piłkarskie buty robił mu szewc, który na podeszwie nabijał skórzane kołki. W jednym komplecie bawełnianych koszulek Benfica grała przez cały sezon. Wiosną były już tak sprane, że czerwony kolor stawał się różowy. Nie było na nich żadnych reklam. Mecze trwały w praktyce krócej niż 90 minut, ponieważ rozgrywano je jedną piłką, która często lądowała na trybunach lub jeszcze dalej. Kiedy już Eusebio stał się sławny, po finale Pucharu Mistrzów Benfica-Real podpisał pierwszą umowę reklamową: od tej pory buty przygotowywała mu firma Puma, podobnie jak Pelemu. Prezydent Juventusu Turyn Giovanni Agnelli dawał za niego Benfice milion dolarów, co można porównać dziś z kwotą stukrotnie wyższą. Ale do transferu nie doszło, ponieważ dyktator Portugalii Antonio Salazar nakazał, aby wszyscy portugalscy piłkarze grali w klubach krajowych.

Jak to wszystko ma się do dzisiejszego świata plastikowej piłki, wielomilionowych transferów, kolorowych strojów, przykuwających wzrok reklam, szybkich samochodów gwiazd, nad którymi często nie panują tak samo, jak nad swoim życiem? Eusebio był z innego świata, za którym coraz częściej tęsknimy. Dla Portugalczyków był dumą, lekiem na biedę i kompleksy. Kimś tak ważnym, że żałoba trwać będzie z pewnością dłużej niż ogłoszone przez prezydenta trzy dni.

Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku