Przed nim jedynymi Polakami, którzy zapisali na swoich kontach wygrane próby w rajdowych mistrzostwach świata, byli Andrzej Jaroszewicz i Zbigniew Dziadura oraz Robert Mucha i Ryszard Żyszkowski, którzy w 1973 roku Polskimi Fiatami 125p wygrywali odcinki (Jaroszewicz dwa, Mucha jeden) w amerykańskim Rajdzie Press-on-Regardless. Była to jednak runda mistrzostw świata producentów, bo w tamtych czasach nie rozgrywano jeszcze czempionatu kierowców.
Zwariowaną pierwszą pętlę Rajdu Monte Carlo kończył trzeci odcinek, pokryty śniegiem na końcowych dziewięciu kilometrach. Załogi rajdowe mogą mieć w samochodzie maksymalnie dwa koła zapasowe i pomiędzy strefami serwisowymi nie mogą korzystać z żadnych dodatkowych opon. Z porannego serwisu wyjeżdżano trzy i pół godziny przed startem ostatniego odcinka w pętli i nawet pomoc załóg szpiegowskich, które przejeżdżają odcinki najpóźniej 70 minut przed ich startem, nanosząc najświeższe poprawki do opisu, nie na wiele może się zdać. Informacja o opadach śniegu może dotrzeć do załogi, kiedy ta jest już poza strefą serwisową. Trzeba sobie wówczas radzić z takimi oponami, jakie zabrało się do samochodu: w przypadku większości załóg było to asfaltowe opony z płytkim bieżnikiem, dobre na suchy lub wilgotny asfalt.
Jedynie Bouffier, Kris Meeke, Elfyn Evans i Dani Sordo zabrali dodatkowo po dwie głęboko ponacinane opony zimowe i ta decyzja miała kluczowy wpływ na przebieg pierwszego dnia rywalizacji. Obute w niemal gładkie asfaltowe opony rajdówki rywali bezradnie ślizgały się w śnieżnej końcówce odcinka. Na prowadzenie wysunął się Bouffier, zwycięzca Rajdu Monte Carlo sprzed trzech lat. Kubica i Ogier uzyskali na tej próbie dopiero 21. i 22. czas, a o specyfice rajdu najlepiej świadczy czwarty wynik załogi w samochodzie z napędem tylko na przednią oś, która wstrzeliła się z doborem opon.
Kubica i Szczepaniak spadli na czwarte miejsce, a na drugiej pętli – powtórce trzech pierwszych odcinków – warunki były już bardziej stabilne. Sordo odpadł po awarii swojego Hyundaia, wpuszczając Polaków do pierwszej trójki. Przed ostatnią czwartkową próbą Kubica wyprzedzał Meeke'a, ale na szóstym odcinku Irlandczyk był minimalnie szybszy i piątkowe zmagania rozpocznie z przewagą 0,7 sekundy nad Kubicą. Na czele Bouffier i Panseri – trzykrotni mistrzowie Polski z lat 2007-09 – mają prawie czterdzieści sekund przewagi nad grupą pościgową.
Ogier, który jako jedyny postawił na bardziej stabilne warunki na drugiej pętli i zabrał dwie opony asfaltowe (reszta wybrała „zimówki"), po wygraniu dwóch odcinków traci już tylko 7,8 sekundy do trzeciej lokaty, więc piątek zapowiada się ekscytująco. Na dzień dobry załogi zmierzą się z najdłuższym odcinkiem rajdu, liczącą 50 kilometrów próbą Vitrolles-Faye.
Górska pogoda z pewnością przygotuje kolejne niespodzianki i można być pewnym, że nagrodzeni znów będą ci, którzy idealnie dobiorą opony. Z tym Kubica akurat radził sobie średnio, bo na obie pętle mógł wybrać lepiej, ale to też jest element nauki. W dodatku pokazał szybkość i opanowanie w trudnych warunkach. Nawet jeśli nie utrzyma doskonałej pozycji do mety, to nic złego się nie stanie – oczywiście miło jest finiszować wysoko, ale sam kierowca na razie nie myśli o biciu się z czołówką, tylko chce zbierać doświadczenie, jadąc swoim tempem. W czwartek było ono za szybkie dla wielu bardziej doświadczonych rywali.