Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, wiem natomiast, że odwołanie zawodów to ogromny kłopot i strata dla wszystkich - od sportowców, po organizatorów i telewizję. Dlatego udajemy, że zima jest, nawet gdy jej nie ma.

Gdzie jest koniec tej drogi? Czy są to skoki narciarskie w hali bez wiatru, czy zawody na slalomowym klimatyzowanym stoku, jak w Dubaju? Hokej już dawno przestał być sportem zimowym, mistrzostwa świata ma w maju, a zawodowa liga NHL gra też pod palmami na Florydzie.

Gdyby nie zapis w karcie olimpijskiej, że w programie zimowych igrzysk mogą być tylko sporty rozgrywane na śniegu i lodzie, być może już dziś niektóre z dyscyplin halowych przeszłyby z przeładowanych igrzysk letnich do zimowych, gdzie są jeszcze rezerwy i wtedy mielibyśmy igrzyska uniwersalne, bez zimy i lata. A cóż to jest karta olimpijska, od pierwotnych zasad olimpizmu odchodzono już w tylu sprawach, że ta zmiana byłaby nieistotna.

Na razie jednak zwozimy śnieg, sztucznie mrozimy rozbieg na skoczni, by wszystko trwało jak Bóg przykazał. Technika bardzo pomaga, można bawić się w skokach z wiatrem, dodawać i odejmować punkty w zależności od tego skąd wieje. Gdy słyszę z ust trenerów, że wiatr nie pozwolił ich podopiecznym odlecieć, zadaję sobie pytanie jak wyglądałaby historia skoków, gdyby dzisiejsze zasady odnieść do przeszłości, gdy nikt o wietrze nie mówił, a jeszcze niedawno sławny Fin Janne Ahonen stwierdził nawet, że wiatr go nie interesuje, gdy jest w dobrej formie. Czy Wojciech Fortuna jest mistrzem olimpijskim dzięki wiatrowi, skąd on wtedy wiał, czy był mocny pod narty, czy wprost przeciwnie? W skokach zaskakujących rozwiązań, sensacyjnych zwycięzców nie brakowało, Fortuna nie był jedyny.

Dziś to wszystko już historia, która przeminęła z wiatrem, ale czasy gdy zima była zimą a wiatr wiał skąd chciał, miały swój urok.