Każdego roku na początku lutego przestaje mieć znaczenie czy jesteś republikaninem, czy demokratą. Czy mieszkasz w Alabamie, czy w Maryland. Czy kończyłeś collage w Pasadenie, czy naukę odbywałeś na ulicach Harlemu. Tego dnia wszystkie podziały znikają. Liczy się wyłącznie futbol. Tegoroczny finał w nocy z niedzieli na poniedziałek. Transmisja od północy w Polsacie Sport.
Nie ma słów, którymi można określić szaleństwo, jakie ogarnia Stany Zjednoczone w „super niedzielę”, czyli wieczór Super Bowl. Na ten moment Amerykanie czekają cały rok. Skreślają daty w kalendarzu i próbują cudem zdobyć bilety, których często nie ma już po paru dniach sprzedaży. Chociaż w tym roku z dostępnością wejściówek nie jest tak źle jak w poprzednich latach.
Wszystko przez miejsce rozgrywania finału. Zwykle mecz odbywa się na południu USA, na przykład w Tampie (Floryda), Nowym Orleanie (Luizjana) czy Glendale (Arizona). Powód jest prozaiczny. W lutym na północy jest zimno. Lecz tym razem organizatorzy nie przestraszyli się niskich temperatur i wybrali MetLife Stadium w New Jersey. Ale dwudziestostopniowy mróz zniechęcił potencjalnych widzów. Możliwe, że po raz pierwszy od wielu sezonów nie uda się sprzedać wszystkich biletów. Kibice wolą obejrzeć mecz w domowym zaciszu. Już od paru tygodni wspólnie z sąsiadami ustalają menu na niedzielny wieczór.
A jest o czym myśleć, ponieważ Amerykanie więcej jedzenia kupują tylko na Święto Dziękczynienia. W wieczór Super Bowl królują wszelkiego rodzaju przekąski. Dwa lata temu Amerykanie zjedli 14,5 tony chipsów, które maczali w 4 milionach kilogramów sosu guacamole. Do tego 1,3 miliona kilogramów solonych orzeszków, dwa miliony kilogramów popcornu, miliard pikantnych skrzydełek i wszystko można popić piwem mieszczącym się w 51,7 milionach skrzynek. Dla dostawców pizzy finał ligi futbolu amerykańskiego to najbardziej pracowity okres. Muszą wtedy doręczyć 11 milionów sztuk swojego produktu.
23 procent Amerykanów deklaruje, że z powodu Super Bowl mogłoby odwołać wakacje, 20 procent nie poszłoby na ślub przyjaciela. Również co piąty nie pojawiłby się na pogrzebie ukochanej osoby.
Ale szczęśliwie większość kibiców nie musi podejmować tak drastycznych decyzji. W niedzielę mogą usiąść na kanapie, sprawdzić, czy wszystkie przekąski są na miejscu, i włączyć telewizor. Wtedy zostaje już tylko delektowanie się sportem.