Reklama
Rozwiń

Jeśli piłkarz narzeka, to obraża trenera

Prezes PZPN o nadziejach i wątpliwościach związanych ?z rozpoczętymi wczoraj wiosennymi rozgrywkami ekstraklasy.

Publikacja: 15.02.2014 15:00

Zbigniew Boniek

Zbigniew Boniek

Foto: Fotorzepa/Piotr Nowak

Rz: Czego pan oczekuje w związku z rozgrywkami? Więcej jest w pańskich myślach nadziei czy obaw?

Zbigniew Boniek

: Obaw nie ma żadnych, bo rozgrywki od strony organizacyjnej funkcjonują jak należy. Ekstraklasa SA tym się zajmuje, PZPN sprawuje pewnego rodzaju nadzór, chociaż my akurat nie na wszystko mamy wpływ. Moje oczekiwania jako szefa związku i byłego piłkarza związane są z poziomem rozgrywek. Na razie ten poziom pozostawia wiele do życzenia, co w jakimś stopniu przekłada się na grę reprezentacji.

Ale najlepsi reprezentanci ?i tak występują w klubach zagranicznych.

Zgoda, jednak pierwsze, a czasami i drugie kroki stawiali w Polsce. Tu chodzili do szkoły, nim przenieśli się na zagraniczne uniwersytety. A ja od wielu lat słyszę narzekania piłkarzy, którzy w pierwszych miesiącach po przeniesieniu się do klubu zagranicznego nie mogą sobie tam miejsca znaleźć. Dosłownie i w przenośni. Odstają pod względem przygotowania fizycznego. Nie mają siły, kondycji, nie są wybiegani. Wszystko dlatego, że zaniedbywali ćwiczenie tych elementów w kraju.

Czyli – nie są prawdziwymi zawodowcami.

Brawo. Oczywiście nie wszyscy i nie zawsze, ale tak bywa. Kiedy ja przeszedłem z Widzewa do Juventusu, też nie byłem przygotowany do gry w nowych warunkach. Ale nie dlatego, że obijałem się w Łodzi, tylko nie byłem przyzwyczajony do gry w zimie. Przez pierwszych kilka tygodni zostawałem więc po treningach i ćwiczyłem sam. Czasami dzwoniłem do Polski, do fizjologa, doktora Jerzego Wielkoszyńskiego, z prośbą o rady. I nie ma znaczenia fakt, że to się działo 30 lat temu. Pewne zasady są niezmienne. Jeśli Polak zaczynający grę za granicą narzeka na ciężkie treningi, to obraża swoich polskich trenerów.

Młodzi byli, więc ich oszczędzano.

Bzdura. Ktoś wymyślił, że nad chłopakami w wieku 15–18 lat trzeba rozłożyć parasol ochronny. Nic podobnego. Właśnie w tym wieku kształtuje się piłkarz.

Jeśli dobrze pana rozumiem, to pod względem przygotowania fizycznego polscy piłkarze są opóźnieni w rozwoju. Dopóki grają między sobą, tego nie widać. Problem pojawia się, kiedy trafiają do zagranicznych klubów, gdzie wymagania są większe.

Tak z grubsza można powiedzieć. Praca jest podstawą. To banał, ale prawda. Widzimy coraz więcej młodych piłkarzy, którzy tylko dlatego nie wypierają z pierwszych jedenastek bardziej znanych zawodników, że są jeszcze fizycznie zbyt słabi. Kiedy to się zmieni, podniesie się poziom, a Liga Mistrzów dla mistrza Polski przestanie być nieosiągalnym marzeniem.

A może młodzi widzą, że nie mają szans, bo i tak trener wystawi zawodnika zagranicznego? Może wprowadzić zasadę, która już kiedyś obowiązywała, że piłkarz do 21. roku życia musi grać co najmniej przez 45 minut.

Owszem, było coś takiego w moich czasach, kiedy jeszcze grałem w drugoligowym Zawiszy. Trener wystawiał mnie na pierwszą połowę, ale mówił, że po 20. minutach mam udawać kontuzję. Gdybym zszedł, wtedy mógłby mnie zastąpić starszy zawodnik. Ja nie tylko nie udawałem, ale grałem tak, że zostawałem na boisku po przerwie. Jeśli ktoś jest dobry, to się przebije. Wiek nie ma nic do tego. Natomiast PZPN wprowadził przepisy ograniczające liczbę zawodników spoza Unii Europejskiej. Nie może ich być więcej niż trzech, a od przyszłego sezonu tylko dwóch. W ten sposób nie tylko dajemy szansę młodym Polakom, ale dbamy również o miejsca pracy dla nich. Czasy się zmieniły, PZPN musi myśleć także o tym.

Ale związek nie ma żadnego wpływu na to, co się dzieje w klubach. Wydajecie licencje, jednak dopuszczacie do sytuacji, w których nieuczciwy właściciel klubu doprowadza do jego upadku. Tak było w Polonii Warszawa.

Kluby są prywatnymi spółkami akcyjnymi i PZPN nie ma wpływu na to, kto nimi kieruje. Nie jesteśmy w stanie sprawdzić wiarygodności właściciela. Jednak komisja do spraw licencji klubowych działa dziś inaczej niż jeszcze do niedawna, kiedy zbierała się w maju, żeby przyznać licencję lub wskazać jakieś niedociągnięcia. Dziś komisja działa przez cały rok, żąda od klubów dokumentów finansowych, monitoruje ich działalność, a kiedy widzi zagrożenia, związane choćby z brakiem płynności finansowej, włącza system wczesnego ostrzegania. Mam więc nadzieję, że do takich sytuacji jak z Polonią już nie dojdzie. To nie jest gra w trzy karty, w której rozdający jest nieuczciwy.

To się chwali, mam jednak obawy, że to się nie zawsze sprawdza. Lechia Gdańsk zmieniła właściciela. Nowym jest konsorcjum szwajcarsko-?-niemieckie. Słyszał pan coś o tym?

Słyszałem, ale przyznaję, że budzi to mój niepokój. Bo jeśli ktoś kupuje klub, to niech powie, kim jest. Czego się obawia? Mam nadzieję, że Ekstraklasa SA się temu przyjrzy. Tym bardziej że każdy klub musi przedstawić dokumenty dotyczące struktury właścicielskiej. Widzę, że Lechia chce zrobić coś dobrego, zatrudnia w różnych rolach byłych znanych piłkarzy, ale chciałbym wiedzieć, kim ci właściciele są.

Zaczynamy pierwszą wiosnę po reformie rozgrywek. Nie boi się pan, że się nie uda?

Reformy chciały kluby i Ekstraklasa SA, bo dzięki niej będą mogły sprzedać korzystniej swoje prawa telewizyjne i marketingowe. My to zaakceptowaliśmy, ale myślimy bardziej o stronie sportowej. Warto spróbować, a nie można inaczej niż w praktyce. Oczywiście mam pewne obawy. Za nami 21 kolejek, zostało 16 i tym razem powinniśmy dać sobie radę. Ale tak zawsze nie będzie. Jeśli Polska awansuje do mistrzostw Europy lub świata, może brakować terminów. Gramy od połowy lutego do końca maja, czyli bez przerwy. W drugiej połowie roku dojdą mecze w europejskich pucharach, rozgrywki o Puchar Polski. Dużo tego. Budujemy wprawdzie kolejne nowe stadiony, ale klimatu nawet PZPN nie zmieni. Myślę, że w naszych warunkach 34 mecze w rozgrywkach by wystarczyły. Ale poczekajmy.

Nowe zasady mogą wpłynąć na przebieg meczów w lidze?

Mam nadzieję, bo jest o co się bić. Najpierw o miejsce w górnej części tabeli, potem o mistrzostwo, a słabsi – o pozostanie w lidze. Może dzięki temu będzie więcej meczów o stawkę. Bo mecz jest dobry i ciekawy wtedy, kiedy jest obawa o wynik. Czyli kiedy do 90. minuty nie chce się wyjść ze stadionu.

Ekstraklasa jest ligą zawodową. Czy pan też by ją tak nazwał?

Z każdym miesiącem nabieram większej pewności, że tak. Kluby są dobrze zorganizowane, stadiony mają standard europejski, nasi sędziowie nie są słabsi od zagranicznych, tylko się jeszcze nie przebili. Pamięta pan dawnych sędziów, których wstyd było pokazać w Europie? Dziś nie są już nawet obserwatorami. Wszystko idzie do przodu.

Zgoda, tylko brakuje najważniejszego: dobrych piłkarzy i drużyn.

Wie pan dlaczego? Bo w sporcie najwięcej powinno się wymagać od siebie samego. Niech pan popatrzy na Kamila Stocha i Justynę Kowalczyk.

— rozmawiał Stefan Szczepłek

Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku