Na sławnego boksera kończącego karierę czekają bowiem ci, którzy chcą się jeszcze przy nim pożywić, korzystając z tego, że telewizje gotowe są wyłożyć duże pieniądze, by wcisnąć nam najbardziej absurdalną walkę.
Pudzianowski i Najman już są zapewne gotowi na Adamka, można reanimować Gołotę, wskrzesić Saletę, znów zaprosić Butterbeana, możliwości jest bez liku, prawie wszystkie już przerabialiśmy.
Niektórzy ze smakiem, ja z niesmakiem, bo lubię boks i szanuję bokserów. A Tomasz Adamek był bokserem prawdziwym, tak samo jak Dariusz Michalczewski, wczesny Gołota czy ostatni z nich – Krzysztof Włodarczyk. Kiedy wydawało mi się, że Butterbean to najgorsze, co może Adamka spotkać, zgłosił się sport zwany KSW (Konfrontacja Sztuk Walki). Niektórzy jego gwiazdorzy wyglądają jak mutanci z horrorów science fiction walczący o przetrwanie po końcu świata. Ich pojedynki to koszmar.
Oczywiście rozumiem, że nie każdy sportowiec ma tyle szczęścia co tenisiści, którzy najpierw zarabiają miliony, a potem, gdy nie przychodzi im do głowy inny pomysł na życie, mogą grać do grobowej deski, nie narażając siebie i swego sportu na śmieszność. John McEnroe jest tu najlepszym przykładem. Ludzie wciąż przychodzą go oglądać, a on traktuje swe zajęcie śmiertelnie serio i jeszcze mu za to świetnie płacą. O golfistach w tym kontekście w ogóle wspominać nie warto, to sport geriatryczny z natury, choć senator Andrzej Person przy następnym spotkaniu z pewnością znów będzie mi tłumaczył, że błądzę.
Boks to co innego, szczególnie jeśli ktoś, jak Adamek czy Michalczewski, wygrywał dużym kosztem. Oby Adamek nie dał się namówić na długie pożegnanie w serialu, którego każdy odcinek będzie żałośniejszy od poprzedniego, jak było ?z Gołotą.