Rz: Na ostatnie zgrupowanie przed inauguracją Pucharu Świata wybrała pani Sierra Nevada. Dlaczego?
Maja Włoszczowska:
Mam tu wszystko, czego potrzebuję, czyli świetne trasy, w dodatku na idealnej dla mnie wysokości 2300 m. Trening na takiej wysokości przekłada się na moją optymalną dyspozycję. Zgrupowania niżej nie dawały takich wyników. Do dyspozycji mam świetny ośrodek sportowy, wszystko, co można sobie wymarzyć. Jest 50-metrowy basen, bieżnia, sale gimnastyczne, siłownia, laboratorium do badań krwi. I zawsze trafi się miłe towarzystwo. Tym razem przebywa tu między innymi polska kadra triatlonistów. Zresztą jeżeli chodzi o góry, to wyboru zbyt dużego nie ma. W tym czasie trenować można praktycznie w trzech miejscach. Poza Sierra Nevada mamy Teneryfę, ale w tamtejszych górach jest uboga baza hotelowa, no i jest znacznie drożej, oraz wulkan Etnę, ale tam z kolei jest niżej, tylko 1900 m nad poziomem morza. W pozostałych miejscach jeszcze leży śnieg i nie ma warunków do treningów. Tutaj w górach też zdarzają się jeszcze temperatury bliskie zera, ale zawsze można zjechać na dół do cieplejszej Grenady i odetchnąć powietrzem z większą ilością tlenu.
Skróciła pani zgrupowanie ze względu na śmierć przyjaciela i byłego trenera Marka Galińskiego...
To ogromna tragedia, wielka strata dla jego rodziny, przyjaciół i całego środowiska. Był dobrym, skromnym, bezinteresownym człowiekiem, który każdemu służył pomocą. Żałuję, że tak krótko miałam okazję trenować u niego w kadrze. Marek potrafił wszystko przewidzieć, każdemu rozpisywał zadania według badań wydolnościowych. Czasami patrzyłam na swój trening i myślałam: „nie dam rady tego zrobić", a potem wsiadałam na rower i dawałam radę. Wydawało się, że on czuje nasze organizmy lepiej niż my sami, zresztą wszystko sprawdzał na sobie. Jego treningi to był majstersztyk. Z jednej strony bardzo ciężkie, ale z drugiej Marek uczył nas, jak czerpać z nich radość. Zawsze coś kombinował, zmieniał, różny teren, fajne zjazdy, ciekawe widoki. Wprowadzał do zespołu znakomitą atmosferę, nikogo nie faworyzował. Dla mnie był jednym z najlepszych, a może najlepszym trenerem kolarstwa górskiego na świecie. Także dzięki niemu tak szybko wróciłam po kontuzji. Teraz go nie ma... Ciągle nie mogę w to uwierzyć. Ciężko w tej sytuacji skupić się na treningu.