W 1985 r. amerykańska telewizja CBS po zakończeniu wyścigu wzięła na spytki holenderskiego kolarza Theo de Rooija. Prowadził długo w ostatniej fazie klasyku, ale przegrał. Przed kamerą stanął cały w błocie, klął jak szewc. – Co za paskudny ten wyścig! Czuliśmy się jak zwierzęta, nie mieliśmy czasu się wysikać, robiliśmy więc w majtki. Jechaliśmy w błocie, ślizgaliśmy się. To było jedno wielkie gówno – mówił. Dziennikarz nie dał się zbić z tropu. – Wrócisz tu za rok? – zapytał. – Oczywiście, to najpiękniejszy wyścig świata – usłyszał odpowiedź.
Język historii
Jeszcze nie wiadomo, jaka w niedzielę będzie pogoda i jakie w związku z tym trudności napotkają kolarze. Czy bardziej przeszkodzi im – jeśli będzie słońce – zasłaniający drogę kurz, czy błoto, jak prawie 30 lat temu de Rooijowi, a może i śnieg, co czyni ten wyścig rosyjską ruletką. Jedno jest pewne – nie zabraknie odcinków brukowanych. One są zawsze, raz mniej, raz więcej. W 1962 r. organizatorzy wyznaczyli przejazd przez zaledwie 26,1 km kocich łbów, najmniej w historii. Najwięcej było 30 lat później – 57,7 km. W tym roku pojawi się 28 brukowanych sektorów, łącznie 51 km. To kocie łby, w niektórych miejscach mające wartość muzealną i zachowane tam tylko na potrzeby klasyku, stworzyły legendę wyścigu. Innego niż wszystkie.
„Piekło północy", „Niedziela w piekle", „Król klasyków" – Paris–Roubaix lubi metafory. Francuski dziennikarz Antoine Decourt przeanalizował wszystkie transmisje telewizyjne z wyścigu po bruku. Pełno było w nich barwnych odniesień historycznych.
4 - tyle zwycięstw – najwięcej – w wyścigu odniosło dwóch kolarzy, Roger de Vlaeminck (1972, 1974, 1975, 1977) i Tom Boonen (2005, 2008, 2009, 2012).
„Paris – Roubaix zaczyna się tutaj, w Wallers-Arenberg (najsłynniejsza partia bruku, na 161. kilometrze trasy). Na tym odcinku, najeżonym ogromnymi kocimi łbami, zaczyna się prawdziwe piekło. To są jeszcze ścieżki z czasów średniowiecza, na których kolarze używać chyba powinni drewnianych kół" – opisywał wyścig sprawozdawca w latach 70. Kilka lat później inny komentator mówił dosadniej: „Jeśli popada, to ta trasa zamieni się w kloakę". Francuscy dziennikarze często nawiązywali do słynnych słów Oscara Lapize, uczestnika Tour de France z 1910 r., który po wjeździe pod Tourmalet wykrzyknął: „Panowie organizatorzy, jesteście mordercami!".