Dokładnie dziesięć lat temu Chińczycy po raz pierwszy gościli zawody Grand Prix, na monumentalnym obiekcie leżącym na przemysłowych przedmieściach największego miasta w Państwie Środka. Od tamtej pory niewiele się zmieniło: lokalni kibice wciąż wolą zaoszczędzić kilkaset juanów na inne rozrywki, a kilka gigantycznych trybun zamieniono w reklamowe banery. Władze Formuły 1 nie lubią pokazywać światowej publiczności pustych krzesełek na trybunach, nie zależy też na tym Chińczykom – hojnie dotowane przez państwo zawody mają być wizytówką kraju i magnesem dla inwestorów, którzy od ładnych kilku lat przyczyniają się do rozwoju Szanghaju i okolic.
Poprzednie dziesięć edycji Grand Prix Chin nie wywarło szczególnie dużego wpływu na historię Formuły 1, choć na liczącym 5,5 kilometra długości torze doszło do kilku pamiętnych wydarzeń. Zaledwie pięć lat temu zespół Red Bull odniósł tu swoje pierwsze zwycięstwo, oczywiście dzięki Sebastianowi Vettelowi. Trudno sobie wyobrazić, że od tamtej pory ekipa z bykiem w logo oraz ich niemiecki gwiazdor byli praktycznie niepokonani, zdobywając łącznie osiem mistrzowskich tytułów wśród kierowców oraz konstruktorów.
Teraz dominacja Red Bulla została zakończona przez Mercedesa – ten zespół pierwsze zwycięstwo w obecnym wcieleniu odniósł także w Szanghaju. Wygrana w sezonie 2012 była też pierwszym triumfem Nico Rosberga, aktualnego lidera klasyfikacji mistrzostw świata.
Wiele wskazuje na to, że tegoroczna edycja Grand Prix Chin także będzie przebiegała pod dyktando srebrnych samochodów – nietykalnych w pierwszej fazie sezonu 2014. Zwycięstwami w kwalifikacjach oraz wyścigach dzielą się jak dotąd tylko Rosberg i jego zespołowy partner Lewis Hamilton.
Nie oznacza to jednak, że rywalizacja jest nudna: dwa tygodnie temu w Bahrajnie dwaj dawni konkurenci z kartingu stoczyli ostry pojedynek o zwycięstwo, a szefowie Mercedesa niespecjalnie im w tym przeszkadzali. Poprzestano na przypomnieniu, że oba samochody mają dojechać do mety w jednym kawałku, zostawiając walkę w rękach zawodników. Gdyby na miejscu Mercedesa był Red Bull czy Ferrari, zawodnicy zapewne usłyszeliby kategoryczny zakaz wyprzedzania i polecenie spokojnej jazdy jeden za drugim do mety. Na szczęście niemiecko-brytyjska ekipa tak nie postąpiła i Hamilton z Rosbergiem odwdzięczyli się fantastyczną batalią, z której górą wyszedł ten pierwszy. Za nimi równie pasjonującą walkę o ostatnie miejsce na podium rozstrzygnął na swoja korzyść Sergio Perez z Force India, ale w Chinach wynik obu wielkich wojen – tej między zawodnikami Mercedesa i tej za ich plecami – może być inny.