Gdy trzy tygodnie temu Martin Smolinski był najszybszy w biegu finałowym GP Nowej Zelandii, widzowie przecierali oczy ze zdumienia, komentatorzy nie mogli znaleźć odpowiednich słów opisujących to, co się wydarzyło, a rywale Niemca zrozumieli, że nie będzie on wyłącznie maskotką cyklu.
Smolinski w tym sezonie postawił wszystko na jedną kartę. Interesuje go wyłącznie mistrzostwo świata. Nie jeździ w lidze polskiej, szwedzkiej ani angielskiej. Wszystkie siły i pieniądze włożył w przygotowanie do Grand Prix. Cel, który chce osiągnąć w GP Europy w Bydgoszczy, jest zatem jasny – pojechać przynajmniej w półfinale, czyli udowodnić, że sukces z Auckland nie był jednorazowym łutem szczęścia.
- Pokazałem, co potrafię. W Auckland na jednym okrążeniu wyprzedziłem trzech świetnych zawodników (Nickiego Pedersena, Krzysztofa Kasprzaka i Fredrika Lindgrena – przyp. mradz) i zwyciężyłem. Myślę, że inni żużlowcy są teraz świadomi, na ile mnie stać. Niektórzy z nich żartowali ze mnie, gdy widzieli, jak profesjonalnie ja i mój zespół pracujemy. Na torze w Nowej Zelandii byłem szybki, zrobię wszystko, by tak samo było w Bydgoszczy – mówił Martin Smolinski w rozmowie z portalem speedwaygp.com.
Lecz nie wiadomo, czy Niemiec znów będzie zostawiał rywali w tyle. FIM zabroniła używania przełącznika zapłonu, czyli nowinki, która zdaniem specjalistów dała Smolinskiemu nieprawdopodobną prędkość. Decyzja FIM to dobra wiadomość dla przeciwników debiutanta. I nie chodzi tu wcale o to, że teraz łatwiej będzie go pokonać, ale o bezpieczeństwo. W czasie GP Nowej Zelandii Smolinski nie radził sobie z motocyklem, który żył własnym życiem i nie słuchał kierowcy. Niemiecki żużlowiec popełniał mnóstwo błędów. Przez jeden z nich Darcy Ward zakończył zawody w Auckland w szpitalu.
Jednak publiczność zgromadzona na trybunach stadionu Polonii Bydgoszcz nie będzie koncentrowała się na jeździe Smolinskiego. W GP Europy pojedzie trzech Polaków: Jarosław Hampel, Krzysztof Kasprzak i z dziką kartą Adrian Miedziński. Oczekiwania wobec nich będą ogromne, ponieważ GP Europy odbywa się w Polsce od 2000 roku (z wyjątkiem 2001) i jeszcze ani razu nie wygrał go polski zawodnik.