Zapowiadano sukces Rory'ego McIlroya (nagłe rozstanie z Karoliną Woźniacką, choć niezbyt eleganckie, ponoć miało pomóc Irlandczykowie w sporcie), byli zwolennicy spełnienia Phila Mickelsona (w US Open 1999 w Pinehurst był drugi, tylko tego turnieju brakuje mu do skompletowania wielkiej czwórki), wierzono w lidera rankingu światowego Adama Scotta, który objął rządy po kontuzjowanym Tigerze Woodsie, na razie niewiele się z tych prognoz się spełnia.
Potwierdziło się jedynie, że każdy wynik poniżej par będzie dowodem dużych umiejętności i formy, gdy stare (z 1907 roku) pole Pinehurst No. 2 po kolejnych zmianach stało się naprawdę groźne, nawet dla wybitnych golfistów. Wydłużono je o ponad 300 jardów w porównaniu z poprzednimi turniejami (w 1999 i 2005 roku), teraz liczy 7562 jardy (par 70). Dłuższym polem US Open było tylko Torrey Pines w 2008 roku.
Projektanci stworzyli aż cztery dołki par 4, które mają długość powyżej 500 jardów i jeden dołek par 3, który liczy 260 jardów. Do tego dochodzą greeny, które od kształtu nazywa się „skorupami żółwia". Utrzymać na nich piłkę bez znakomitej precyzji – bardzo trudno.
Amerykański związek golfa (USGA) dodał obecnie jeszcze jedno utrudnienie – na poboczach wąskich torów gry, tam, gdzie zwykle rośnie nieco dłuższa, ale jednak strzyżona trawa, na polu Pinheurst No. 2 są teraz łaty piasku (trudne do odróżnienia od klasycznych pułapek – piaskowych bunkrów), między którymi wyrastają chwasty, leży igliwie, widać szyszki, do tego projektanci posadzili kilkadziesiąt rodzajów różnych roślin i pozwolili im rosnąć wedle kaprysu natury.
Na takim polu Martin Kaymer uzyskał po dwóch rundach wynik -10 (każdego dnia po 65 uderzeń) – wyrównał rekord długiej historii Wielkiego Szlema ustanowiony w 1992 roku na szkockim polu Muirfield przez Nicka Faldo, wyznaczył nowy rekord US Open.