Yared Shegumo: Wystarczyło trochę pomóc

Jego srebrny medal w maratonie to efekt wojny w Etiopii i wsparcia wielu ludzi dobrej woli. Pomiędzy była bieda, treningi, zwątpienie i emigracja zarobkowa

Publikacja: 18.08.2014 16:15

Yared Shegumo: Wystarczyło trochę pomóc

Foto: AFP

Takie scenariusze pisze tylko życie. Szesnastoletni chłopak z Addis Abeby przyjeżdża w 1999 roku z drużyną Etiopii na mistrzostwa świata juniorów młodszych do Bydgoszczy. Zasługuje, bo jest wysoko w mistrzostwach kraju na 800 m. Biega też na 400 m.

U siebie widzi z bliska samego Haile Gebrselassie, ale gdzie chłopakowi myśleć o sławie, gdy nadchodzi konflikt z Erytreą i zaraz trzeba będzie iść na wojnę. Dlatego ojciec z bratem mówią, by w tym Poland czy Holland został. Nieważnie gdzie i jak, ważne, że w Europie.

W zawodach odpada w półfinale na 400 m, lepiej pamięta tort na bankiecie, bo się nim rzucali. Powrót do Warszawy, na Okęciu skręca w bok i taksówką zajeżdża na Dworzec Centralny. Bez dokumentów, z torbą, w której są kolce i dres. Pierwszy sprawdzian polskiej gościnności wypada jak wypada: po dobie plątania się po dworcu w końcu poznaje jakiegoś Somalijczyka, który kieruje go do rodaka. Rodak daje jeden nocleg, a potem wysyła do ośrodka dla uchodźców w podwarszawskich Otrębusach.

W ośrodku potężna nuda, trochę zakazów, więc biega trochę po lasach w okolicy. W końcu kolegą wyrywają się do stolicy, poszukać stadionu. Trafiają najpierw na Legię, bieżni nie ma, potem na Polonię, bieżnia jest, na niej zmęczony tartan.

Yared trafia na trenera Stanisława Wąsowskiego, po sprawdzianie ma miejsce w grupie sprinterów. Po roku bierze go pod opiekę trener Grzegorz Wolny, załatwia pomoc z Polskiej Akcji Humanitarnej i z prywatnych źródeł. Daje się załatwić malutkie mieszkanie w warszawskich blokach. Można jako tako żyć i trenować.

Datę urodzenia Yareda Shegumo ustalono na oko. Rok 1983 się zgadza, miesiąc też, tylko konkretny dzień jakoś się zagubił w pamięci rodziny i etiopskich urzędów. W końcu rodzina jest duża, matka, ojciec zajęty na okrągło sklepikiem w Addis Abebie i sześcioro rodzeństwa. Odkryto tylko, że Yared ma jeszcze jedno imię: Neda, po ojcu, bo Shegumo jest po dziadku. W Polsce ustalono: niech będzie, że urodził się 10 stycznia.

Obywatelem Polski Yared Shegumo został 11 września 2003 roku, w półtora roku po złożeniu papierów, czyli szybko. Pomógł ówczesny szef PKOl Stefan Paszczyk, każdy wiedział, że przyjaciel prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.

Polski Związek Lekkiej Atletyki też szybko zrobił z Yareda reprezentanta Polski, bo wtedy każdemu się podobało, jak ładnie i lekko biegał. Do tego w lutym 2004 roku w Lipsku pobił halowy rekord Polski na 3000 metrów — 7.54,04. Poprawił 31-letni wynik samego Bronisława Malinowskiego. Uznano, że sprawdzi się jako średniodystansowiec pod ręką trenera Zbigniewa Króla. W Krakowie.

Z tymi średnimi dystansami nie wyszło. Miało wyjść, więc z Etiopii przyjechała dziewczyna, Birtukan. Została żoną. Mieszkali w ciasnocie komunalnej kawalerki, ale wkrótce żyli tylko uczuciami, bo stypendia się skończyły. Wtedy Yared Shegumo rzucił lekkoatletykę. Pojechał w 2008 roku pilnować magazynu i jeździć wózkiem widłowym pod Birmingham, bo pracował tam polski kolega z bieżni Paweł Roguszczak i zadzwonił z propozycją. W Anglii Shegumo był 3,5 roku. Czasem udawał, że trenuje, ale oszukiwał sam siebie.

Trochę oszczędził, wrócił do Polski. Wtedy łańcuch dobrych ludzi znów zadziałał. Bogusław Mamiński zadzwonił do Antoniego Niemczaka w Albuquerque w Nowym Meksyku, wysłali tam Yareda na solidne długodystansowe treningi. Wrócił po dwóch miesiącach, pokazał się raz i drugi w biegach ulicznych. Trochę zarobił, ale wciąż mało. W Anglii bywało lepiej. Żona, dziecko – to wzmaga poczucie odpowiedzialności. Szykował się do lotu do Birmingham raz jeszcze. Podczas ostatniego treningu na stadionie Polonii spotkał trenera i jeszcze Jacka Podobę, szefa firmy ubezpieczeniowej, zapalonego maratończyka. Trener Janusz Wąsowski podał rękę i kazał trenować maratony, w zimie wyjeżdżać do Etiopii, biegać na wyżynach. Prezes Podoba dał na to pieniądze.

Gdy efektownie wygrał jesienią ubiegłego roku 35. Maraton Warszawski, gazety chętnie przypomniały tę historię, „Czarny koń" – pisały, opowiadając raz jeszcze kronikę zakrętów życiowych Yareda Shegumo.

W Zurychu pierwszy raz startował w maratonie poza Polską. – Ten medal, to spłata długu wszystkim, którzy pomogli – powtarza. Po polsku.

Takie scenariusze pisze tylko życie. Szesnastoletni chłopak z Addis Abeby przyjeżdża w 1999 roku z drużyną Etiopii na mistrzostwa świata juniorów młodszych do Bydgoszczy. Zasługuje, bo jest wysoko w mistrzostwach kraju na 800 m. Biega też na 400 m.

U siebie widzi z bliska samego Haile Gebrselassie, ale gdzie chłopakowi myśleć o sławie, gdy nadchodzi konflikt z Erytreą i zaraz trzeba będzie iść na wojnę. Dlatego ojciec z bratem mówią, by w tym Poland czy Holland został. Nieważnie gdzie i jak, ważne, że w Europie.

Pozostało 87% artykułu
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?
Sport
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski. Poznaliśmy nominowanych
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Sport
Zmarł Michał Dąbrowski, reprezentant Polski w szermierce na wózkach, medalista z Paryża
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska