Rz: Tęsknił pan za trenerskim wyzwaniem na najwyższym poziomie, ma pan tremę?
Paweł Słomiński:
Nie mam tremy, czemu sam się dziwię. Może za krótko pracujemy z Radkiem, bym czuł wielką odpowiedzialność, ale zdaję sobie sprawę, że im dłużej będę z nim pracował, tym większe będzie moje zaangażowanie. To jest zawodnik ponadprzeciętny, którego stać na wielkie wyniki. Nie mam co do tego wątpliwości, choć nadal w pełni nie poznałem możliwości jego organizmu. W środowisku zawsze panowała opinia, że Radek nie boi się ciężkiej pracy, i to na szczęście okazało się prawdą. Podporządkował się mojemu rygorowi, pływa i nie dyskutuje.
Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu takiego zawodnika jak teraz Kawęcki, a wcześniej Otylia Jędrzejczak czy Paweł Korzeniowski?
Ułożenie dobrego programu szkoleniowego ?i znalezienie złotego środka, w którym oczekiwania trenera będą zbieżne z oczekiwaniami tak utalentowanego zawodnika. Najgorzej jest wtedy, kiedy i zawodnik, i trener niby przychodzą na trening, ale męczą się ze sobą. Przeżyłem to i wiem, że jak atmosfera się psuje, automatycznie przekłada się to na jakość pracy i wyniki. Kiedy z Otylią mieliśmy porozumienie, kiedy trenowała tak, jak sobie to rozpisaliśmy, osiągała rezultaty, za które w stu procentach mogłem brać odpowiedzialność. Z nią łączyły mnie stosunki bardzo emocjonalne, na zawodach „pływałem" razem z nią. Z Pawłem te relacje były trochę bardziej szorstkie, cele mieliśmy takie same, ale nasze poglądy na to, jak osiągnąć sukces, często były rozbieżne. Z Radkiem mamy jeszcze dla siebie duży zapas cierpliwości i dobrej woli. Zobaczymy, jak to się ułoży.