Do Berlina przyjechała pani jako celebrytka, w 12. rocznicę pani pierwszego rekordu pobitego właśnie tutaj, ale zamiast błyszczeć w mediach, biegała pani do pobliskiego supermarketu po worki z lodem dla zawodników...
Otylia Jędrzejczak:
Przyjechałam jako zastępca kierownika drużyny i nie chciałam być nim tylko z nazwy. Wiem, czego potrzebują pływacy. To oni są na pierwszym planie i staram się zrobić wszystko, by ułatwić im zdobycie medalu. Nikt nie rozumie ich tak dobrze jak ktoś, kto dopiero sam wyszedł z wody. Potrafię z nimi rozmawiać. Wielu bardzo dobrze znam. Z Pawłem Korzeniowskim trenowałam osiem lat. Świetny kontakt mam z Konradem Czerniakiem, który pyta, co sądzę o jego starcie. Choć po złotym medalu, zamiast analizować wyścig, po prostu się cieszyliśmy. Ta najważniejsza analiza zawsze należy do trenera, ja tylko mogę podpowiedzieć. Zupełnie inne relacje mam z młodszymi zawodnikami, którzy znają mnie już jako byłą zawodniczkę albo trenerkę z obozów Otylia Swim Camp, które w tym roku zorganizowałam już po raz drugi dla dzieci 8–16 lat, w większości trenujących w klubach. Pracuję z nimi nie tylko nad techniką, ale i psychiką. Sprawdzam się jako psycholog. Myślę nawet o doktoracie.
Już raz była pani zapisana na studia psychologiczne.
Tak, ale wtedy dostałam propozycję, by pojechać do Soczi do Rosyjskiego Międzynarodowego Uniwersytetu Olimpijskiego, utworzonego jako dziedzictwo igrzysk olimpijskich i rekomendowanego przez MKOl, na studia o profilu Master of Sports Administration. Te studia przypieczętowały zakończenie kariery i nakierowały mnie na przyszłość. Jechałam tam z przeświadczeniem, że będę mogła trenować, ale na miejscu się okazało, że nie ma ani basenu, ani siłowni. Poświęciłam się więc nauce i to było doświadczenie, które otworzyło mi oczy na wiele rzeczy. Znalazłam się wśród 27 osób z 14 krajów. Oprócz mnie było jeszcze troje olimpijczyków – lekkoatleta z Botswany i gimnastyczki z Rosji i Ukrainy, a poza tym ludzie wykonujący całkiem inne zawody, np. chemik czy inżynier. W Soczi mogliśmy wejść dosłownie wszędzie, spotkać się z oficjelami, łącznie z prezydentem MKOl. Pierwszy raz obejrzałam też otwarcie i zakończenie igrzysk. Jako zawodniczka byłam na czterech, ale podczas otwarcia zawsze spałam, bo pierwszego dnia miałam starty, a podczas zamknięcia już mnie nie było w wiosce olimpijskiej. Spodobało mi się i postanowiłam, że chcę działać w sporcie, a kiedyś może tworzyć coś tak wspaniałego.