Reklama
Rozwiń

Uwierzyłam, że potrafię nie tylko pływać

Mistrzyni olimpijska i rekordzistka świata o pływaniu i życiowych planach po zakończeniu kariery.

Publikacja: 25.08.2014 02:00

Do Berlina przyjechała pani jako celebrytka, w 12. rocznicę pani pierwszego rekordu pobitego właśnie tutaj, ale zamiast błyszczeć w mediach, biegała pani do pobliskiego supermarketu po worki z lodem dla zawodników...

Otylia Jędrzejczak:

Przyjechałam jako zastępca kierownika drużyny i nie chciałam być nim tylko z nazwy. Wiem, czego potrzebują pływacy. To oni są na pierwszym planie i staram się zrobić wszystko, by ułatwić im zdobycie medalu. Nikt nie rozumie ich tak dobrze jak ktoś, kto dopiero sam wyszedł z wody. Potrafię z nimi rozmawiać. Wielu bardzo dobrze znam. Z Pawłem Korzeniowskim trenowałam osiem lat. Świetny kontakt mam z Konradem Czerniakiem, który pyta, co sądzę o jego starcie. Choć po złotym medalu, zamiast analizować wyścig, po prostu się cieszyliśmy. Ta najważniejsza analiza zawsze należy do trenera, ja tylko mogę podpowiedzieć. Zupełnie inne relacje mam z młodszymi zawodnikami, którzy znają mnie już jako byłą zawodniczkę albo trenerkę z obozów Otylia Swim Camp, które w tym roku zorganizowałam już po raz drugi dla dzieci 8–16 lat, w większości trenujących w klubach. Pracuję z nimi nie tylko nad techniką, ale i psychiką. Sprawdzam się jako psycholog. Myślę nawet o doktoracie.

Już raz była pani zapisana na studia psychologiczne.

Tak, ale wtedy dostałam propozycję, by pojechać do Soczi do Rosyjskiego Międzynarodowego Uniwersytetu Olimpijskiego, utworzonego jako dziedzictwo igrzysk olimpijskich i rekomendowanego przez MKOl, na studia o profilu Master of Sports Administration. Te studia przypieczętowały zakończenie kariery i nakierowały mnie na przyszłość. Jechałam tam z przeświadczeniem, że będę mogła trenować, ale na miejscu się okazało, że nie ma ani basenu, ani siłowni. Poświęciłam się więc nauce i to było doświadczenie, które otworzyło mi oczy na wiele rzeczy. Znalazłam się wśród 27 osób z 14 krajów. Oprócz mnie było jeszcze troje olimpijczyków – lekkoatleta z Botswany i gimnastyczki z Rosji i Ukrainy, a poza tym ludzie wykonujący całkiem inne zawody, np. chemik czy inżynier. W Soczi mogliśmy wejść dosłownie wszędzie, spotkać się z oficjelami, łącznie z prezydentem MKOl. Pierwszy raz obejrzałam też otwarcie i zakończenie igrzysk. Jako zawodniczka byłam na czterech, ale podczas otwarcia zawsze spałam, bo pierwszego dnia miałam starty, a podczas zamknięcia już mnie nie było w wiosce olimpijskiej. Spodobało mi się i postanowiłam, że chcę działać w sporcie, a kiedyś może tworzyć coś tak wspaniałego.

Widzi pani dla siebie rolę w MKOl?

Na razie w Polskim Związku Pływackim. Chciałabym stworzyć polskie pływanie od nowa, doprowadzić do sytuacji, w której nie opiera się ono wyłącznie na dwóch–trzech gwiazdach, ale, jak w innych krajach, całej masie zawodników na poziomie europejskim, którzy kiedyś mogą osiągnąć dobre wyniki. Są też inne problemy: w Polsce nikt nie myśli, co się stanie  z zawodnikiem po zakończeniu pływania. Stawia się na trening, który ma pierwszeństwo przed nauką, zabezpieczeniem przyszłości. Niewielu pływaków kończy studia, a jeśli kończy, to zazwyczaj AWF. A przecież nie każdy chce zostać trenerem. To też powód malejącej aktywności fizycznej wśród młodzieży. Rodzice obawiają się o przyszłość dziecka, bo wiedzą, że nie każdy zostanie mistrzem olimpijskim. Stawiają na naukę, bo nie widzą perspektyw po zakończeniu kariery. Mnie marzy się system, który pogodziłby wymagający trening z dobrą edukacją i odpowiednim wsparciem psychologicznym. Bo ono w polskim pływaniu kuleje, czego jestem najlepszym przykładem.

Pani? Rekordzistka świata i mistrzyni olimpijska, o której trenerzy mówili, że ma żelazną psychikę?

Niewielu ludzi wiedziało, że kiedy po igrzyskach w Pekinie zrobiłam sobie półtoraroczną przerwę od pływania, moje poczucie własnej wartości było równe zeru. Cały czas pracowano ze mną na zasadzie motywacji negatywnej – zawsze można było popłynąć lepiej, szybciej, ładniej. To się sprawdzało, ale kiedy przestałam pływać, miałam wrażenie, że nie nadaję się do niczego innego. Dlatego tak ważny był dla mnie „Taniec z gwiazdami", który udowodnił mi, że potrafię nie tylko pływać.

Przecież już wtedy miała pani ukończone z wyróżnieniem studia na AWF i dyplom studiów podyplomowych z PR w szkole Koźmińskiego. Nie wystarczyło?

Nie. Dopiero tytuł MSA w Soczi przywrócił mi wiarę w siebie, w to, że mam szansę na karierę po karierze. Po powrocie z Berlina złożę plan pracy doktorskiej i postaram się znaleźć miejsce w strukturach Polskiego Związku Pływackiego. Chciałabym się zająć pływaniem kobiet, bo choć od zawsze mówi się, że kobiety powinno się trenować inaczej niż mężczyzn, nikt nie stworzył innego programu. Zawsze wolałam trenować z chłopakami, bo przegrana z nimi bolała mniej niż z dziewczynami. Kobieta w treningu zachowuje się zupełnie inaczej niż mężczyzna. Wszyscy trenerzy podkreślają, że trenować kobiety to prawdziwa sztuka. Bo z jednej strony, gdy wejdą w trening, realizują go w stu procentach, ale też trudniej się z nimi komunikować. Mężczyzna, jak mu się coś nie podoba, wyrzuci to z siebie i oczyści się z emocji, a kobieta je kumuluje i jak wybucha, to na ostro. Z drugiej strony – kobietą się łatwiej „manipuluje", co jest dobre dla trenera, ale dla zawodniczki już mniej. Wiele dziewczyn pływałoby do dziś, gdyby nie problemy z komunikacją. Właśnie im chciałabym pomagać.

Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku