No tak... Gdy grałem w kategorii kadetów czy młodzików, był tam jeszcze UKS Kęty. W mieście liczącym 30 tysięcy mieszkańców mieliśmy trzy kluby siatkarskie, więc lokalnej rywalizacji nie brakowało. Wcześniej przez kilka lat grałem w piłkę nożną, ale mi się znudziło. Koledzy namówili mnie na siatkówkę, spodobało mi się i już. Miałem wielu znajomych siatkarzy jeszcze zanim sam zacząłem grać i przejście było bardzo zwyczajne. Nie stoi za tym żadna ciekawa historia.
W Hejnale Kęty karierę rozpoczynał też Piotr Gruszka. Znał go pan wówczas?
Wiedziałem, kim jest, ale nie miało to wpływu na moją decyzję o zostaniu siatkarzem. Piotrek bardzo pomógł mi później, kiedy spotkaliśmy się w reprezentacji. Można powiedzieć, że wziął mnie wtedy pod swoje skrzydła.
Był pan wypożyczany do innych klubów. Czy gracz ma wpływ na takie decyzje?
Różnie. Czasem inicjatywa wychodzi od władz klubu, czasem prosi o to zawodnik. Tak jak ja, ponieważ w trzecim sezonie w Resovii nie pograłem za dużo, a czułem, że potrzebuję doświadczenia meczowego. Udało się wypożyczyć mnie do Gdańska, a potem do Montpellier. Wyniki obu drużyn nie były dobre, ale wiele się nauczyłem.
Trenera swego obecnego klubu Lotosu Trefla pan zna, to Andrea Anastasi, poprzedni selekcjoner reprezentacji Polski. Czy osoba szkoleniowca ma znaczenie przy wyborze klubu?