Czasem sobie pogram - rozmowa z Mateuszem Miką

Ma 23 lata, jest zawodnikiem Lotosu Trefla Gdańsk. Był bohaterem finału mistrzostw świata siatkarzy. W meczu z Brazylią zdobył dla Polski 22 punkty. Jego druga pasja to gitara.

Publikacja: 16.10.2014 01:50

Czasem sobie pogram - rozmowa z Mateuszem Miką

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Rz: Gdzie jest siatkarskie eldorado? W Rosji, we Włoszech, a może w Polsce?

Mateusz Mika:

Zależy, jakiego eldorado się szuka. Liga rosyjska najlepiej płaci, ale tam się trochę inaczej żyje. Mnie się w Polsce bardzo podoba, to dobre miejsce do gry w siatkówkę. Podobnie myśli wielu obcokrajowców.



Silna indywidualność pomaga czy przeszkadza w sporcie drużynowym? Bywa problemem, jak w przypadku Bartosza Kurka?



Bartek jest moim kolegą, nigdy nie miałem do niego żadnych pretensji. Trener podjął decyzję taką, jaką podjął. Zdobyliśmy złoty medal, więc można powiedzieć, że decyzja była słuszna. Z drugiej strony równie dobrze moglibyśmy wygrać te mistrzostwa z Bartkiem w składzie. Nie ma tu prawidłowych odpowiedzi.



Co się dzieje teraz z pańskim pierwszym klubem? Nie ma go już w tabeli drugiej ligi...



Hejnał Kęty miał problemy finansowe, nie wiem, co tam teraz słychać. W pierwszej lidze jest za to inny klub z Kęt – Kęczanin.

Były lokalne wojenki?

No tak... Gdy grałem w kategorii kadetów czy młodzików, był tam jeszcze UKS Kęty. W mieście liczącym 30 tysięcy mieszkańców mieliśmy trzy kluby siatkarskie, więc lokalnej rywalizacji nie brakowało. Wcześniej przez kilka lat grałem w piłkę nożną, ale mi się znudziło. Koledzy namówili mnie na siatkówkę, spodobało mi się i już. Miałem wielu znajomych siatkarzy jeszcze zanim sam zacząłem grać i przejście było bardzo zwyczajne. Nie stoi za tym żadna ciekawa historia.

W Hejnale Kęty karierę rozpoczynał też Piotr Gruszka. Znał go pan wówczas?

Wiedziałem, kim jest, ale nie miało to wpływu na moją decyzję o zostaniu siatkarzem. Piotrek bardzo pomógł mi później, kiedy spotkaliśmy się w reprezentacji. Można powiedzieć, że wziął mnie wtedy pod swoje skrzydła.

Był pan wypożyczany do innych klubów. Czy gracz ma wpływ na takie decyzje?

Różnie. Czasem inicjatywa wychodzi od władz klubu, czasem prosi o to zawodnik. Tak jak ja, ponieważ w trzecim sezonie w Resovii nie pograłem za dużo, a czułem, że potrzebuję doświadczenia meczowego. Udało się wypożyczyć mnie do Gdańska, a potem do Montpellier. Wyniki obu drużyn nie były dobre, ale wiele się nauczyłem.

Trenera swego obecnego klubu Lotosu Trefla pan zna, to Andrea Anastasi, poprzedni selekcjoner reprezentacji Polski. Czy osoba szkoleniowca ma znaczenie przy wyborze klubu?

Jak najbardziej. Wiedziałem, jak się pracuje z trenerem Anastasim, wiedziałem, jakim jest człowiekiem i wierzę, że pod jego wodzą uda nam się osiągnąć dobry wynik. Faworytem do medalu nie jesteśmy, ale może uda się wejść wyżej, niż się wszyscy spodziewają.

Jak porównałby pan Anastasiego i Antigę?

Ciężko znaleźć dwóch trenerów, którzy zgadzaliby się z sobą w 100 procentach, ale przecież do sukcesu może prowadzić kilka dróg. Trener Antiga dawał nam trochę więcej swobody, z drugiej strony ścisłe przestrzeganie założeń nie musi być złe. Trzeba pamiętać, że trener kadry, który dostaje gotowych, wyselekcjonowanych ludzi, stoi przed innym zadaniem niż trener klubowy, który może sobie pozwolić na indywidualną pracę z zawodnikiem. Trener Anastasi będzie miał teraz więcej czasu dla każdego z nas.

Jak zawodnik urodzony w 1991 roku patrzy na sukcesy drużyny Huberta Wagnera? Minęło 40 lat...

Darzę tamtych graczy szacunkiem za to, co osiągnęli, ale to tylko data w historii. Nie potrafię przywołać tamtej atmosfery. Często spotykam tych ludzi, bo niektórzy są obecni w dzisiejszej siatkówce. Już po mistrzostwach widziałem jednego czy dwóch – cieszyli się, oczywiście.

Zostaje czas na coś poza siatkówką? Pogrywa pan jeszcze na gitarze?

Tak, jest w użyciu. Mam ją w Gdańsku, czasami jak najdzie ochota, to sobie pogram.

Coś własnego?

Zazwyczaj swoje rzeczy, małe improwizacje, tak to nazwijmy.

Będzie płyta?

Nie mam tego w planach, nie jestem na tyle dobry, żeby ktoś chciał słuchać, jak gram.

Rz: Gdzie jest siatkarskie eldorado? W Rosji, we Włoszech, a może w Polsce?

Mateusz Mika:

Zależy, jakiego eldorado się szuka. Liga rosyjska najlepiej płaci, ale tam się trochę inaczej żyje. Mnie się w Polsce bardzo podoba, to dobre miejsce do gry w siatkówkę. Podobnie myśli wielu obcokrajowców.

Pozostało 92% artykułu
SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji
SPORT I POLITYKA
PKOl ma nowego, zagranicznego sponsora. Można się uśmiechnąć
rozmowa
Radosław Piesiewicz dla „Rzeczpospolitej”: Sławomir Nitras próbuje zniszczyć polski sport
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni