O tym, że Stadion Narodowy może gościć żużlową elitę, mówiono od dawna. Jednak dopiero teraz pojawiły się jakiekolwiek konkrety. Inauguracyjne zawody cyklu Grand Prix w 2015 roku odbędą się 18 kwietnia w Warszawie. To na razie nieoficjalna wiadomość, ale wszystko wydaje się przesądzone.
To część strategii organizatora indywidualnych mistrzostw świata, brytyjskiej firmy BSI, która ma na celu popularyzację żużla na świecie. Brytyjczycy mają nadzieję, że zawody przyciągną więcej kibiców na trybuny i widzów przed telewizory, jeśli będą odbywały się w dużych miastach i na okazałych obiektach.
BSI marzą się rundy Grand Prix rozgrywane na stadionie Łużniki w Moskwie, Wembley w Londynie czy w Los Angeles, największym mieście Kalifornii, z której pochodzi aktualny mistrz świata Greg Hancock. Jednak te obiekty na razie pozostają pobożnymi życzeniami.
Ale za spore osiągnięcie można uznać fakt, że żużlowcy w przyszłym roku będą ścigać się na największym stadionie w Polsce, czyli w kraju, w którym żużel cieszy się największą popularnością, oraz w Australii, czyli ojczyźnie czarnego sportu. Czy jednak organizowanie zawodów w miastach, która na co dzień nie mają z żużlem wiele wspólnego, jest w ogóle opłacalne?
Z zapełnieniem trybun Stadionu Narodowego nie powinno być większych problemów. Chociaż w Warszawie od 2003 roku nie ma zespołu regularnie występującego w rozgrywkach ligowych. Jednak mieszka tu wiele osób urodzonych w miastach, w których wizyta na meczu żużlowym jest nieodłącznym elementem niedzielnego popołudnia. Należy doliczyć do tego kibiców, którzy przyjadą z innych miejscowości. Według sondy przeprowadzonej przez portal sportowefakty.pl, aż 75 procent ankietowanych deklaruje, że 18 kwietnia zasiądzie na trybunach Stadionu Narodowego.