Szachy: Magnus Carlsen pozostaje na tronie

Tuż przed wybiciem godziny 17 czasu polskiego, w rosyjskim Soczi zakończyła się 11. partia meczu o szachowe mistrzostwo świata między broniącym tytułu Magnusem Carlsenem i byłym mistrzem świata Viswanathanem Anandem. Partię wygrał Carlsen, a wraz z nią cały mecz – w stosunku 6,5-4,5.

Publikacja: 23.11.2014 22:24

fot. Pics Frans Peeters

fot. Pics Frans Peeters

Foto: Flickr

Przed tą rundą Norweg prowadził 5,5-4,5. Zważywszy że mecz był zaplanowany na 12 partii, do utrzymania tytułu wystarczyło mu zdobycie jednego punktu w dwóch ostatnich rundach. Mistrza świata satysfakcjonowały dwa remisy lub jedna wygrana. Celem Ananda było doprowadzenie do wyrównania, co pozwoliłoby mu powalczyć o zwycięstwo w dogrywkach. W związku z tym pretendent potrzebował – co najmniej – jednej wygranej i jednego remisu.

Zabrał się do dzieła racjonalnie, ale nic nie wskórał, bo – jak się zdaje – w kluczowym momencie 11. partii zawiodły go nerwy. Wszystko wskazuje na to, że Anand zamierzał rozegrać tę partię spokojnie, dbając przede wszystkim o to, by nie ponieść porażki. Taka strategia była zrozumiała, zważywszy że grał czarnymi. Decydującą walkę o wyrównanie mógłby podjąć w rundzie 12., w której dostałby białe.

Powyższe hipotezy co do zamiarów Ananda wiążą się z tym, co zobaczyliśmy w niedzielne popołudnie. Podobnie jak w trzech innych partiach meczu (drugiej, siódmej i dziewiątej) pretendent grał przeciwko partii hiszpańskiej i postawił na wyjątkowo solidną obronę berlińską, zwaną też berlińskim murem. Dotychczasowe doświadczenia z tym systemem były zachęcające. Ze wspomnianych trzech partii Anand zremisował dwie, a przegrał tylko jedną – w rundzie drugiej. Trzeba przy tym zaznaczyć, że nawet wtedy mur berliński nie stracił żadnej cegły, bo Carlsen – zamiast go burzyć – postanowił go obejść. Innymi słowy zagrał boczną kontynuację, dzięki której nie dopuścił do obrony berlińskiej w sensie ścisłym. A kiedy do niej dopuszczał – padały remisy.

Pierwsze dwadzieścia ruchów niedzielnego pojedynku mogło wskazywać, że Anandowi także tym razem nie przytrafi się nic złego. W 23. posunięciu Hindus zademonstrował błyskotliwą ofiarę piona, po której Carlsen wykonał gwałtowny ruch głową – niczym bokser po podbródkowym. Potem zebrał myśli, odrzucił ofiarę i zachował mniej więcej równe szanse. A jednak wybitni arcymistrzowie rosyjscy, Piotr Swidler i Jan Niepomniaszczyj, którzy komentowali partię w oficjalnym serwisie zawodów, skłaniali się do poglądu, że lekko przeważa Anand.

Wszystko zmieniło się po 26. posunięciu, w którym Hindus – idąc za ciosem – poświęcił tzw. jakość (oddał wieżę za gońca). Idea kolejnej ofiary była dobra, ale moment wykonania – fatalny. Tym razem mistrz świata przyjął ofiarę, po czym wykonał serię energicznych ruchów, które całkowicie wyjaśniły sytuację: Anand został rozgromiony na skrzydle królewskim zanim rozegrał swoje atuty na hetmańskim. Kiedy niemal wszystko było stracone, Hindus zastawił jeszcze desperacką pułapkę, ale Carlsen nie wpadł w sidła i chwilę potem cieszył się ze zwycięstwa.

W ten sposób wynik meczu zmienił się na 6,5-4,5 dla mistrza świata. Ostatnia, dwunasta partia nie mogłaby mu odebrać zwycięstwa i dlatego nie zostanie rozegrana. Magnus Carlsen ma za sobą pierwszy mecz, w którym bronił najwyższego szachowego tytułu. Wygrał przekonująco i zasłużenie, choć bez fajerwerków.

Oceniając całokształt dokonań obydwu arcymistrzów, można pominąć ostatnią partię, w której – jak się zdaje – kluczowym czynnikiem były nerwy pretendenta. Gdyby go nie zawiodły, prawdopodobnie powstrzymałby się od przedwczesnej ofiary jakości. Niezależnie od tego, mistrz świata przeważał na całym dystansie. Bardzo przekonująco wygrał w drugiej partii i – mimo jednego poważnego potknięcia – odniósł zasłużone zwycięstwo w szóstej. Poza tym, mówiąc żargonem szachowym, Carlsen ani razu nie dał się ograć. Innymi słowy nie było takiej partii, w której zostałby pokonany w czystej walce umysłów, toczonej przy szachownicy.

Carlsen przegrał tylko jedną partię – trzecią – ale był to skutek zderzenia z fantastycznym przygotowaniem debiutowym pretendenta. Mistrz świata wpadł na minę w postaci bardzo zaawansowanych analiz domowych Ananda i jego sztabu. Trzeba przy tym zauważyć, że – w dzisiejszych czasach – jest to element sztuki szachowej, w którym Hindus nie ma sobie równych. Tymczasem – uwzględniając ubiegłoroczne spotkanie w Ćennaj – Carlsen rozegrał z Anandem 21 partii meczowych. Jedna katastrofa debiutowa na takim dystansie to i tak nienajgorszy wynik.

Relatywnym osiągnięciem Ananda jest to, że niemal do końca stawiał Carlsenowi poważny opór. Nie powtórzył się scenariusz z Ćennaj, gdzie Carlsen odebrał Anandowi mistrzostwo świata po miażdżącym zwycięstwie 6,5-3,5. Tym razem mecz był znacznie bardziej wyrównany.

Autor jest redaktorem prowadzącym czasopisma „Mat"

Przed tą rundą Norweg prowadził 5,5-4,5. Zważywszy że mecz był zaplanowany na 12 partii, do utrzymania tytułu wystarczyło mu zdobycie jednego punktu w dwóch ostatnich rundach. Mistrza świata satysfakcjonowały dwa remisy lub jedna wygrana. Celem Ananda było doprowadzenie do wyrównania, co pozwoliłoby mu powalczyć o zwycięstwo w dogrywkach. W związku z tym pretendent potrzebował – co najmniej – jednej wygranej i jednego remisu.

Zabrał się do dzieła racjonalnie, ale nic nie wskórał, bo – jak się zdaje – w kluczowym momencie 11. partii zawiodły go nerwy. Wszystko wskazuje na to, że Anand zamierzał rozegrać tę partię spokojnie, dbając przede wszystkim o to, by nie ponieść porażki. Taka strategia była zrozumiała, zważywszy że grał czarnymi. Decydującą walkę o wyrównanie mógłby podjąć w rundzie 12., w której dostałby białe.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta