Doczekaliśmy bowiem czasów, gdy to nie FIFA i UEFA decydują o losie swoim i swoich liderów, lecz amerykański fiskus, FBI i szwajcarski wymiar sprawiedliwości. Zbigniew Boniek pytający w wywiadach, co to jest ta Komisja Etyki FIFA, co to za twór, że ma decydować o losie jego przyjaciela Platiniego i w ogóle wtrącać się do europejskiej piłki, zapomina, że to nie ta komisja tylko śledczy z USA i Szwajcarii będą mieli w tej sprawie decydujący głos. Jeśli okaże się, że Blatter (to jest prawie pewne) i Platini są winni korupcji, żadna sportowa instancja nie będzie miała znaczenia.
Nawet jeśli Platini pozostanie przez jakiś czas szefem UEFA jego wizerunek jest w gruzach, opinia publiczna traktuje go już trochę jak Blattera bis, a to jest bardzo ważne, przede wszystkim dla sponsorów. Trudno sobie wyobrazić, by w apogeum prawnej i medialnej akcji przeciwko korupcji na szczytach futbolu, u władzy mógł pozostać ktoś o tak popsutej reputacji. Jest coraz więcej sygnałów, że w piłkarskiej rodzinie nie brakuje ludzi, którzy zdają sobie sprawę, że konieczny jest mocny sygnał świadczący o zmianach.
Jedno nie ulega wątpliwości. Amerykanie w takich sprawach nie lubią przegrywać, ich wymiar sprawiedliwości złamał karierę wybitnej sprinterki Marion Jones i zmusił Lance’a Armstronga do mówienia prawdy. A współpraca śledczych z USA i Szwajcarii przebiega bardzo sprawnie po pamiętnych skandalach bankowych (Szwajcaria została nawet zmuszona do rezygnacji z anonimowości kont i wydała podatkowych przestępców).
Oczywiście, gdy ujawniono podejrzenia wobec Platiniego natychmiast pojawiły się też sugestie, że to zemsta Blattera (okładka wcale przesadnie nie broniącej rodaka „L’Equipe” ze zdjęciem obu panów i podpisem „Upadaj razem ze mną”) i sugestie o intrydze Anglików szukających zemsty za to, że nie dostali mundialu.
To wszystko trzeba brać pod uwagę, ale najważniejsze pozostaje szwajcarskie i amerykańskie śledztwo. Ta piłka już nie jest przy nodze ani FIFA, ani UEFA. I tak jest lepiej.