Nigdy nie uprawiał sportu w wyczynowej formie. Codzienna gimnastyka, czasem narciarstwo, także biegowe – to było wszystko, na co miał czas. Jednak od zawsze wierzył w podstawowe wartości sportu, choćby brzmiało to zupełnie banalnie: powtarzał, że to na boiskach i w halach wychowuje się młodzież, że tam najlepiej i w najbardziej naturalny sposób uczy się zasad fair play, dyscypliny, ciężkiej i systematycznej pracy, szacunku dla przeciwnika, że sport pokazuje drogę realizacji marzeń.
Wspierał finansowo sport ponad 20 lat. Najpierw jako Telekomunikacja Polska, Warta SA, potem jako Grupa Volkswagena. Dzięki temu wsparciu polscy olimpijczycy mieli za co polecieć na igrzyska w Salt Lake City i Atenach, a Polski Komitet Olimpijski mógł postawić w Warszawie efektowną siedzibę.
Pojawił się też z pomocą w 2012 roku, gdy PKOl znów bardzo potrzebował środków do zamknięcia budżetu igrzysk w Londynie – 30 mln zł dało ruchowi olimpijskiemu solidne czteroletnie zabezpieczenie, także możliwość wypłacenia nagród medalistom. Co różniło Jana Kulczyka od innych sponsorów – nie kończył swej aktywności na przelewie i późniejszym rozliczeniu wydatków. Chciał więcej – twórczo pracować dla Polskiego Komitetu Olimpijskiego.
Nowe pola aktywności
– Warto podkreślić właśnie to: sponsorów było wielu, ale tacy prawdziwi mecenasi sportu zdarzają się niezwykle rzadko. On nim był – podkreśla Jarosław Sroka, członek zarządu Kulczyk Holding.
Widocznym efektem stało się powołanie z jego inicjatywy w maju 2012 roku Rady PKOl, pierwszej w historii. Rada była dużą, międzyśrodowiskową grupą ludzi, którzy mieli za zadanie pomóc komitetowi w wyznaczeniu nowych pól aktywności. To był jeden z ważniejszych strategicznych pomysłów doktora Kulczyka – płynne przeformatowanie PKOl także w naturalne zaplecze intelektualne polskiego sportu.