Urodził się w złych czasach. Przez lata uważany był za najsłabsze ogniwo Barcelony, chociaż drużyna zdobywała wszystkie możliwe trofea. Kiedy kończyła mecze bez utraty gola, chwalono obrońców, gdy je traciła – winny był bramkarz. W reprezentacji Hiszpanii pokornie znosił rolę rezerwowego. Patrzył, jak Iker Casillas prowadzi drużynę do tytułów mistrza świata i Europy.
Kilka dni temu Valdes poprzez swoich agentów ogłosił, że nie zamierza przedłużać wygasającego w 2014 roku kontraktu. Zastrzegł, że nie chodzi o pieniądze i jego decyzji nie zmieniłaby nawet znacząca podwyżka, której początkowo się domagał. Chce zobaczyć, jak wygląda życie poza Katalonią. Nagle Barcelona przypomniała sobie, że bez Valdesa sukcesy ostatnich lat byłyby niemożliwe. Pięć razy był wybierany najlepszym bramkarzem ligi hiszpańskiej, zdobył pięć tytułów mistrzowskich, trzy razy wygrał z drużyną Ligę Mistrzów.
W pierwszym meczu po ogłoszeniu decyzji, kibice na Camp Nou przywitali go owacją na stojąco podczas wyczytywania nazwisk przed meczem, jakby chcieli, by jeszcze zmienił swoją decyzję. Na forach internetowych płacz i zgrzytanie zębów, a media robią z Valdesa szaleńca, który decyduje się opuścić najlepszy klub świata. – Plany Barcelony są skomplikowane w każdym calu, a ja już spędziłem wiele lat, walcząc o ich realizację – mówił bramkarz. Dyrektor Andoni Zubizarreta stwierdził tylko, że nie rozumie, ale akceptuje decyzję bramkarza.
Być może znudziło mu się ciągłe wytykanie błędów. Przez lata Barcelona nie wygrywała „dzięki Valdesowi", ale „mimo że grał", mógł przepuszczać do bramki najmniej strzałów w całej lidze, mógł nawet zostać najskuteczniejszym bramkarzem w całej historii Ligi Mistrzów – w Katalonii był kwiatkiem do kożucha. Nie pasował do wirtuozów grających w polu. Dopiero kilka dni temu Leo Messi powiedział, że Valdes jest najwybitniejszym bramkarzem w historii Barcelony.
Znowu jest niepokorny, przycichł tylko na kilka lat – akurat największych sukcesów. W bramce Barcelony zadebiutował w meczu z Legią Warszawa w eliminacjach Ligi Mistrzów w 2002 roku, teraz zbliża się do pięciuset występów w barwach katalońskiego klubu we wszystkich rozgrywkach. Przez wiele lat nie był powoływany do reprezentacji, bo nie chciał uczestniczyć w zgrupowaniach, jako turysta. Przegrywał rywalizację nie tylko z Casillasem, ale także z Pepe Reiną. We trzech uczestniczyli jednak w największych w historii sukcesach kadry – w latach 2010-2012, Valdes schował dumę w kieszeni i przesiedział na ławce rezerwowych dwa wielkie turnieje, które Hiszpania kończyła złotymi medalami.