To jedna z największych niespodzianek tego sezonu. Piast, który dopiero co awansował do ekstraklasy i którego większość skazywała na walkę o utrzymanie, zakończy rozgrywki na czwartym miejscu, a ponieważ trzeci Śląsk Wrocław grę w eliminacjach Ligi Europejskiej zapewnił sobie przez Puchar Polski – Europa zawita także do Gliwic. To największy sukces w historii klubu. Zespół, który nie ma w składzie gwiazd, ale od kilku lat budowany był za niewielkie pieniądze przez trenera Marcina Brosza, utarł nosa kilku drużynom, które grę w Europie uznawały za minimum.
W czwartek Piast grał z Polonią w Warszawie. Niby ścigał się z Górnikiem, który zachował jeszcze szansę na czwarte miejsce, ale kiedy ten przegrał 0:1 z grającą o nic Wisłą Kraków, wynik meczu drużyny z Gliwic nie miał już znaczenia. W Warszawie na stypę przyszedł prawie cały stadion. To było ostatnie spotkanie Polonii w ekstraklasie na własnym obiekcie na długie lata. Klub nie otrzymał licencji i w nowym sezonie wystartuje zapewne w czwartej lidze. Kibice przez całe spotkanie ubliżali Ireneuszowi Królowi, który doprowadził klub do bankructwa. Rozwinęli flagi z jego przekreślonym zdjęciem i podpisem „Kłamca", a kiedy arbiter popełnił błąd ironicznie krzyczeli: „Sędzia Król".
W przerwie na boisku pojawiła się ponad setka dzieci z młodzieżowych grup, a mecz zamienił się w happening przywiązania do klubowych barw i deklaracji, że „Polonia nigdy nie zginie". Na boisku przed przerwą lepsi byli gospodarze, ale w drugiej połowie Marcin Robak strzelił gola dla Piasta, a kiedy Martin Baran zobaczył czerwoną kartkę wydawało się, że goście nie będą mieli problemu z wywiezieniem zwycięstwa z Warszawy. Na dziewięć minut przed końcem z rzutu karnego wyrównał jednak Aleksander Todorowski i remis utrzymał się do ostatniego gwizdka. Polonia kończyła mecz w dziewiątkę – po jednej z ostatnich akcji Sebastian Przyrowski pobił się z Robakiem i obaj musieli opuścić boisko.
W Chorzowie piłkarze Ruchu zostali zmuszeni przepisami do utworzenia szpaleru dla nowych mistrzów Polski – Legii. Goście z Warszawy wyszli ze spuszczonymi głowami, gospodarze gratulowali im bez entuzjazmu, a kibice, ich akurat przepisy nie mogą objąć, wyrazili swoje niezadowolenie, że to Legia jest najlepsza w kraju. Z boiska wiało nudą, punkt za bezbramkowy remis okazał się zbawienny dla Ruchu, który utrzymał się w ekstraklasie.
Ostatnia kolejka, która zostanie rozegrana w niedzielę rozstrzygnie już tylko czy do pierwszej ligi spadnie GKS Bełchatów czy Podbeskidzie Bielsko-Biała. Chociaż wszystkie mecze w czwartek miały rozpocząć się o tej samej porze z powodu ulewy o blisko godzinę opóźniły się spotkania w Kielcach i Bełchatowie. Piłkarze GKS wiedzieli, że Podbeskidzie wygrało 2:1 z Pogonią Szczecin i zepchnęło ich na ostatnie miejsce w tabeli. Bełchatów prowadził 1:0 do ostatniej minuty, mecz toczył się w fatalnych warunkach, piłka zatrzymywała się na wodzie. Marzenia gospodarzy o powrocie na przedostatnie, bezpieczne miejsce w tabeli utopił Euzebiusz Smolarek strzelając gola tuż przed zakończeniem meczu. W ostatniej kolejce Bełchatów zagra na wyjeździe z Piastem Gliwice, Podbeskidzie w Łodzi z Widzewem. Pytanie któremu z rywali będzie chciało się grać.