Rz: Zaczynał pan sezon jako rezerwowy napastnik Lecha Poznań, kończy – jako mistrz Polski z Legią, do tego reprezentant kraju. I to na prawej obronie.
Bartosz Bereszyński:
Moja kariera nabrała rozpędu, ale muszę do wszystkiego podchodzić z chłodną głową. Ciągle odbieram gratulacje – z Legią wygraliśmy ligę, wybrano mnie odkryciem sezonu w ekstraklasie, później przyszło powołanie do reprezentacji i wreszcie debiut z Liechtensteinem. Ale trzeba jeszcze do piątku jakoś utrzymać koncentrację, żeby postawić pieczęć na tym udanym okresie w moim życiu. Później będzie urlop, usiądę, odpocznę i będę się cieszył.
Wierzy pan w miejsce w pierwszym składzie w meczu z Mołdawią?
Oczywiście chciałbym zagrać i czuję się na siłach, ale jeśli trener zdecyduje inaczej, będę ściskał kciuki za drużynę i czekał na swoją szansę. W debiucie wypadłem chyba nieźle, ale one rządzą się swoimi prawami. Czułem się wyjątkowo, doceniony. Dostałem tylko albo aż 45 minut, żeby przekonać do siebie Waldemara Fornalika i cieszyłem się, że mam taką okazję. To był mecz oficjalny, nieważne kim był przeciwnik, niektórzy nie mają możliwości zagrania w reprezentacji przez całą karierę.