Nawet mali mają swoje marzenia

Trener Żalgirisu Wilno Marek Zub opowiadał dla "Rz" o dzisiejszym meczu z Lechem Poznań

Publikacja: 01.08.2013 01:02

Marek Zub pracuje w Wilnie od roku

Marek Zub pracuje w Wilnie od roku

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Zbigniew Boniek czy Krzysztof Warzycha, grając w barwach zagranicznych klubów strzelali bramki Polakom. Ale polski trener prowadzi obcą drużynę przeciw rodakom pierwszy raz.

Marek Zub:

Czyli już jest ciekawie, chociaż mecz jeszcze się nie zaczął. Nie wiedziałem o tym, ale też, bądźmy szczerzy, nie ma to większego znaczenia. Nieważne czy pracuję w Widzewie, Polonii, Bełchatowie czy Żalgirisie. Mam do wykonania pracę, muszę to zrobić dobrze. Sentymenty w sporcie oczywiście są, ale wychodzimy na boisko nie po to, żeby się rozczulać, tylko żeby wygrać.

W Polsce panuje przekonanie, że choćby pan nie wiem jak dobrze się przygotował, szanse na zwycięstwo nad Lechem są niewielkie. Za dużo was dzieli.

Dzieli nas rzeczywiście dużo, więc na pewno więcej szans ma Lech. To co w związku z tym mam zrobić? Pokazywać swoim zawodnikom mecze Lecha, mówić jak pięknie gra i zachęcać żeby bili im brawo? Staram się znaleźć sposób na tę grę. Wsiadłem więc w samochód i pojechałem na mecz do Poznania. Wilno–Warszawa–Poznań i z powrotem. Półtora tysiąca kilometrów w półtora dnia. Zobaczyłem jak Lech gra z Cracovią i droga powrotna na Litwę upłynęła mi w miłym nastroju.

Lech raczej nie grał. Ani z Cracovią, ani z Ruchem.

No właśnie. To jest bardzo dobra drużyna, ale jeszcze w wakacyjnej formie. Oglądałem mecz szukając oczywiście jakichś słabych punktów. Ale nawet gdybym patrzył jako nie zainteresowany trener, zobaczyłbym sytuacje, świadczące o tym, że po letniej przerwie i transferach, Lech tworzy się na nowo. Na razie niektórzy zawodnicy chodzą tam swoimi ścieżkami, są samotni i jeszcze się nie rozpoznają.

A konkretnie?

Konkretnie to po meczu. Mogę tylko powiedzieć to, co pan pewnie widział. Krzysztof Kotorowski przepuścił łatwy strzał, co wielu dziennikarzy uznało za „wypadek przy pracy”. Zgoda, ale moim zdaniem wynikał on nie ze splotu jakichś nieszczęśliwych okoliczności, tylko z faktu, że bramkarz Lecha też jeszcze nie jest w formie.

Oczywiście jeśli my zagramy najlepiej jak potrafimy i Lech też, to przegramy. Bo Lech jest lepszy, ma większy potencjał na boisku i ławce. Ale jeśli poznańska drużyna wyjdzie przeciw nam jak na mecze z Ruchem i Cracovią, to walka o awans może trwać do ostatnich minut rewanżu w Poznaniu.

Żalgiris ma świetną serię. Przegraliście tylko pierwszy mecz ligowy, jeszcze w marcu i od tamtej pory nie pokonał was nikt w blisko trzydziestu meczach.

To prawda, ale nie ma to żadnego znaczenia. Owszem, mobilizuję zawodników, ale używanie takiego argumentu przed spotkaniem z Lechem jest bez sensu. Nie liczymy meczów bez porażki, myślimy jak wygrać kolejny.

Jakie atuty ma Żalgiris?

Jesteśmy liderem rozgrywek ligi litewskiej, której czołowym strzelcem jest 25-letni Kamil Biliński. To wychowanek Śląska Wrocław. Grał trochę w ekstraklasie, ale głównie wypożyczano go do klubów niższych klas. W Wilnie znalazł swoje miejsce. Przez chwilę był też u nas były gracz Lecha i Lechii Jakub Wilk, odszedł jednak do klubu Vaslui w Rumunii. Szkoda, bo szybko wkomponował się w drużynę i bardzo na niego liczyłem. Mogliśmy nawet zatrzymać go w Wilnie, ale nie miałem sumienia. Pod względem płac nie możemy się równać z klubami rumuńskimi czy polskimi.

Jaki jest budżet klubu?

Dwa do trzech milionów euro.

Cztery razy mniej niż Lecha.

No właśnie. Siłą rzeczy, zarobki zawodników też są kilkakrotnie niższe. Sądzę, że niektórzy myślą o meczach z Lechem jak o szansie pokazania się w Europie. Patrzą na Andriusa Skerlę, słuchają jego opowieści o grze w Holandii, Szkocji czy Polsce i wiedzą do czego dążą.

A co mówi Skerla o Lechu?

Przede wszystkim on bardzo ładnie mówi o Polsce. Spędził trzy sezony w Jagiellonii, zdobył dla niej zwycięską bramkę w finale rozgrywek o Puchar Polski. Ma same dobre wspomnienia. A ponieważ naszą ligę zna bardzo dobrze, wie że z każdym można wygrać, a im ktoś jest bardziej w Polsce niedoceniany, tym większą niespodziankę może sprawić. Jesienią, w towarzyskim meczu Żalgiris pokonał 2:1 Legię na stadionie przy Łazienkowskiej. Słyszałem, że to przypadek. Ale pan sądzi, że Legia nie chciała wygrać?

Będąc w Kownie przed dwoma laty dziwiłem się, że w księgarniach nie ma książek piłkarskich, jest natomiast sporo o koszykówce.

Nie powinien pan się dziwić. Koszykówka jest tu najważniejsza. Ale naszym meczem żyje cała Litwa. To jest wydarzenie, jakiego kibice futbolu w Wilnie nie pamiętają. Im bliżej terminu, tym więcej informacji. Miernikiem zainteresowania jest to, czego my w Polsce nie rozumiemy. Na chwilę piłka jest ważniejsza od kosza i każdy dziennikarz ma obowiązek lub potrzebę mówić i pisać o meczu. Przychodzą w związku z tym na wywiady sympatyczni dziennikarze koszykarscy, którzy o futbolu mają mgliste pojęcie. I jak zaczynają wywiad? – niech pan coś powie o meczu.

Mecz Lech – Żalgiris dziś w Wilnie o 18.30 polskiego czasu. Transmisja w Polsacie Sport

Słyszałem, że policja wileńska ogłosiła stan alarmowy, w obawie przed kibicami Lecha.

Tego nie wiem, ale obawy rzeczywiście są. Na Litwie pamięta się wyczyny kibiców Legii na meczu z Vetrą w Wilnie i bijatyki podczas meczu międzypaństwowego w Kownie. Poza tym telewizja przypomina awantury z udziałem kibiców Lecha przy okazji finału Pucharu Polski z Legią w Bydgoszczy. Zwraca się uwagę, że polski kibic jest w stanie nawet rzucić toi-toiem. I nieważne, czy to zrobił kibic Lecha, Legii czy innej drużyny, opinia idzie w świat. Obawy dotyczą nie tylko pospolitych awantur, ale i prowokacji politycznych. Lepiej żeby kibice nie próbowali zatknąć biało-czerwonej flagi na Górze Giedymina.

Dobrze się pan czuje w Wilnie?

Bardzo dobrze. Nigdy nie odczułem niechęci w stosunku do mnie dlatego, że jestem Polakiem. Wprost przeciwnie. 8 sierpnia, czyli w dniu rewanżu z Lechem, minie dokładnie rok, od kiedy po rezygnacji z pracy przy reprezentacji Polski, podpisałem kontrakt z Żalgirisem. To była bardzo dobra decyzja.

Zbigniew Boniek czy Krzysztof Warzycha, grając w barwach zagranicznych klubów strzelali bramki Polakom. Ale polski trener prowadzi obcą drużynę przeciw rodakom pierwszy raz.

Marek Zub:

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Piłka nożna
Napastnik bez tlenu. Czy Robert Lewandowski ma jeszcze szansę na tytuł?
Piłka nożna
Legia Warszawa zaczęła zakupy. Pierwszym transferem Wahan Biczachczjan
Piłka nożna
Z Neapolu do Paryża. Chwicza Kwaracchelia bohaterem największego zimowego transferu
Piłka nożna
Juergen Klopp, "Doktor Futbol"
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: PZPN gra bez piłki. Czy Cezary Kulesza przez stadion przegra wybory?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego