W każdym popełniała te same błędy. Rozpoczynała mecze jakby nie miała trenera. Każda pierwsza połowa w jej wykonaniu była słabsza, w drugiej musiała odrabiać straty.
Jan Urban ma długą ławkę rezerwowych, ale nie ma stabilnej pierwszej jedenastki, która grając cały czas w takim samym zestawieniu mogłaby się lepiej rozumieć. Trener ciągle zmienia, obrońcy nie rozumieją się z pomocnikami, co także wczoraj przyczyniło się do straty obydwu bramek. Sam Marek Saganowski z przodu nie da rady. Nie ma wsparcia, a lepszy już nie będzie.
Legia, jak każdy poprzedni mistrz Polski od kilkunastu lat, nie sprowadziła latem zawodników na poziomie, dającym nadzieje na walkę o Ligę Mistrzów. Zamiast kupować – sprzedawała.
Zarobiła grosze na transferach, straciła miliony euro, jakie UEFA zapłaciłaby jej za awans. Gra w Lidze Europejskiej jest w tej sytuacji nagrodą pocieszenia, bo Legia miała szczęście w losowaniu – Molde i Steaua nie są tytanami europejskiego futbolu.
Po zamknięciu żylety kibice przenieśli się na przeciwną stronę trybun i pokazali coś, co świadczy o ich poczuciu humoru: kartoniadę z liter układających się w napis UEFA na tle serduszka.
Gdyby dalej szli tą drogą, przynajmniej z tego powodu zapamiętalibyśmy mecz. Niestety, za chwilę odpalili race i klub może być pewny, że zapłaci kolejną karę, a mecz w Lidze Europejskiej może zostać rozegrany przy pustych trybunach. Tak się bawi stolica.