Legia wygrała czwarty mecz ligowy z rzędu i przyszło jej to łatwiej, niż wskazuje na to wynik. Przewaga drużyny Jana Urbana była miażdżąca, po raz kolejny okazało się, że szeroki, wyrównany skład w polskiej lidze jest kluczowy. Już pod koniec pierwszej połowy mistrzowie Polski prowadzili 2:0 po golach Miroslava Radovicia i Marka Saganowskiego. To były zresztą jedyne celne strzały oddane na bramkę Jakuba Słowika.
Legia przeważała od pierwszej minuty, do wysokiej formy wrócił Michał Żyro, który asystował przy obu golach i nawet jeśli kontuzję wyleczy Jakub Kosecki, nie będzie miał łatwo z powrotem do pierwszego składu. Gol dla Jagiellonii w ostatniej minucie pierwszej połowy nie był zasłużony. Dawid Plizga dośrodkowywał z rzutu wolnego, piłki nie dotknął żaden z jego kolegów i bezpośrednio wpadła do siatki.
Po przerwie gospodarzy nie było stać na zmianę przebiegu spotkania. Nadal Legia nadawała ton i po dośrodkowaniu Helio Pinto oraz strzale Radovicia prowadziła 3:1. Tak jak w Kielcach przed tygodniem, kiedy Legia wygrała 5:3 z Koroną, także tym razem mistrzów Polski nie stać było jednak na spokój. Błędy w grze obronnej to największa słabość Legii. Na dwie minuty przed końcem spotkania Jan Pawłowski strzelił gola dla Jagiellonii i zwycięstwo drużyny Urbana znowu nie było pewne.
Przed meczem z Lazio w Rzymie uraz zaczął leczyć Władimir Dwaliszwili, w środowym spotkaniu w Białymstoku po jednym ze starć z rywali z boiska zniesiony został Marek Saganowski, kontuzja wyglądała na poważną. Legia ma problem z napastnikami, teraz jedynym zdrowym zawodnikiem jest Patryk Mikita.
Sensacyjnie zakończyło się spotkanie Śląska Wrocław z Cracovią. Beniaminek ekstraklasy, który w ostatnich trzech meczach wywalczył tylko jeden punkt, wygrał z drużyną Stanislava Lev'ego na jej stadionie. Kluczowa była czerwona kartka dla bramkarza Rafała Gikieiwcza już w piątej minucie meczu. Dwa gole dla gości strzelił Saidi Ntibazonkiza.