Awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej okazał się dla Legii wizerunkową porażką. Chyba lepiej było odpaść w kwalifikacjach, niż raz na dwa tygodnie kompromitować się na oczach całej Europy. Mistrzowie Polski mają tak niską markę, że Lazio, ciągle przecież niepewne gry w fazie pucharowej, wysłało do Warszawy rezerwy. Wystarczyło. Chociaż dzień przed meczem trener Jan Urban zapowiadał pierwszego gola i pierwsze zwycięstwo, jego drużyna miała problem nawet z trafieniem w bramkę.
Oczywiście, Legia ma kłopoty kadrowe. Jakub Kosecki właśnie przeszedł operację, Michał Kucharczyk i Dossa Junior leczą się od ostatniego meczu ligowego z Pogonią Szczecin, Marka Saganowskiego nie ma już tak długo, że kibice zdążyli o nim zapomnieć. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że nawet z tymi zawodnikami Legia i tak nie grałaby lepiej. Mistrzowie Polski nie odrobili lekcji, nie przygotowali się do europejskich pucharów. Kompleksy, jakich nabawili się w tym sezonie, mogą leczyć dużo dłużej, niż kontuzje.
Dla Legii nawet finansowo Liga Europejska okazała się katastrofą. UEFA nie płaci za porażki, a z trzech meczów na własnym stadionie jeden rozegrano przy zamkniętych trybunach, a dwa następne, kiedy było już pewne, że Legia nie ma szans na awans do fazy pucharowej nie przyciągnęły tłumów . Kiedy w sierpniu po dwumeczu ze Steauą Bukareszt okazało się, że drzwi do Ligi Mistrzów pozostają dla polskich klubów zamknięte, piłkarze mówili, że widocznie odpowiednim miejscem dla nich jest Liga Europejska. Mylili się i to bardzo. To za wysokie progi.
Legia przegrała dwa mecze z Trabzonsporem, jeden z Apollonem Limassol i dwa z Lazio. To nie są firmy przed którymi wypada drżeć. Różnicę poziomów widać było jednak gołym okiem, drużyna z Rzymu grała w czwartek na luzie, jakby wiedziała od samego początku, że nic złego nie może jej się w Warszawie przytrafić. Pierwszy gol padł w 24 minucie, kiedy Tomasz Jodłowiec – w polskiej lidze nie do przepchnięcia – tylko patrzył, jak Brayan Perea dwa razy skacze wyżej od niego i pokonuje Duszana Kuciaka. Druga bramka z 57 minuty to wina Tomasza Brzyskiego, który postanowił nie wracać za Felipe Andersonem. Piłkarz Lazio miał dużo miejsca i czasu, był zupełnie niepilnowany.
Legia przegrała z Lazio w dniu kiedy FIFA ogłosiła, że reprezentacja Polski jest 78 w światowym rankingu. Polskie kluby są jeszcze niżej, pukają w dno od spodu. Piłkarze Legii nie potrafią już nawet wytłumaczyć swojej niemocy w Europie, czują się głupio, kiedy muszą mówić o braku szczęścia, skuteczności czy doświadczenia. W czwartek szczęścia im nie zabrakło, bo mogli przegrać jeszcze wyżej, o skuteczności też nie ma co wspominać, bo nie stworzyli choćby jednej groźnej sytuacji.