Kiedyś sir Alex Ferguson powiedział, że jego największym wyzwaniem jest „strącenie Liverpoolu z pieprzonej grzędy". Od 1990 roku zdobył z Manchesterem United 13 tytułów mistrzowskich, rywale ani jednego.
Ale Fergusona na trenerskiej ławce MU już nie ma, Czerwone Diabły mogą w przyszłym sezonie nie zagrać nawet w Lidze Mistrzów, a Liverpool jest na dobrej drodze, by na „pieprzoną grzędę" wrócić. Na Old Trafford zwyciężył pierwszy raz od pięciu lat, od razu 3:0.
Dwa rzuty karne wykorzystał Steven Gerrard (zagranie ręką Rafaela i faul Phila Jonesa na Joe Allenie), trzecią jedenastkę – po faulu Nemanji Vidicia na Danielu Sturridge'u, którego nie było – zmarnował, trafiając w słupek. Stracił tym samym szansę, by zostać pierwszym piłkarzem w ponad 20-letniej historii Premiership, który strzelił trzy karne w jednym meczu. Wynik ustalił Luis Suarez.
W tabeli robi się coraz ciaśniej, bo prowadząca Chelsea przegrała w Birmingham z Aston Villą 0:1, tracąc bramkę w 82. minucie po pięknym strzale piętą Fabiana Delpha. Liderzy z Londynu kończyli mecz w dziewięciu (czerwone kartki Williana i Ramiresa) i bez trenera. – Poprosiłem sędziego o wyjaśnienia, ale nie zechciał poświęcić mi nawet pięciu sekund. Od razu odesłał mnie na trybuny. Wolę nie komentować tego, co się stało. Nie chcę mieć kłopotów – denerwował się Jose Mourinho. To pierwsza porażka Chelsea od 15 spotkań.
Manchester City, też grając w osłabieniu, i to już od dziesiątej minuty (Vincent Kompany), potrafił wbić Hull dwie bramki (2:0). Manuel Pellegrini cieszył się, że jego zawodnicy szybko podnieśli się po tygodniu pełnym rozczarowań, w którym uciekły im dwa trofea: puchar Anglii i Ligi Mistrzów. Pozostała walka o tytuł w Anglii. Do Chelsea tracą sześć punktów, ale rozegrali aż trzy mecze mniej. Wyprzedzają Manchester City również Liverpool i Arsenal (1:0 z Tottenhamem) – oba zespoły ze stratą czterech punktów do lidera i jednym zaległym spotkaniem.