Przed rokiem w półfinale rozgrywek Borussia wygrała z Realem w Dortmundzie 4:1 a wszystkie bramki wbił Robert Lewandowski. W rewanżu niemiecka drużyna przegrała 0:2, ale przewagę utrzymała i awansowała do finału. Teraz wszystko wyglądało inaczej. Przede wszystkim zabrakło ukaranego kartkami Lewandowskiego. On jest nie do zastąpienia. Nie było też Jakuba Baszczykowskiego, Svena Bendera, Ilkaya Guendogana, Marcela Schmelzera i Nevena Suboticia. To całkiem inna drużyna, niż przed rokiem. Real też miał kłopoty kadrowe. Choroby i kontuzje dotknęły Marcelo, Samiego Khedirę, Alvaro Arbeloę a w dniu meczu bóle żołądka wykluczyły Angela Di Marię. Ale najlepsi zostali na boisku.
Jeden z nich, Walijczyk Gareth Bale wykończył akcję kolegów już w 3. minucie. Wyprzedził stopera, uderzył piłkę szpicem buta i bramkarz Roman Weidenfeller nie miał szans na obronę. Niemcy chcieli grać, ale nie mogli. Przez całą pierwszą połowę nie byli w stanie przeprowadzić ani jednej składnej akcji. Iker Casillas tylko raz bronił, słaby zresztą, strzał Kevina Grosskreuza. Słabo grali niemieccy pomocnicy. Hiszpanie byli szybsi, lepsi technicznie i szybko osiągnęli przewagę. Jej efektem był drugi gol, strzelony przez Isco i dwa rzuty wolne, wykonywane w podobny sposób przez Cristiano Ronaldo (prawą nogą) i Bale'a (lewą). W obydwu przypadkach piłka leciała pod poprzeczkę i za każdym razem wspaniale wybijał ją Weidenfeller.
W drugiej połowie Niemcy odważniej ruszyli do przodu ale nie wykorzystali świetnej okazji. Wystarczył błąd w obronie (maczał w nim palce Łukasz Piszczek) i minutę później Cristiano Ronaldo, w swoim setnym meczu w lidze Mistrzów podwyższył wynik na 3:0. To czternasty gol Portugalczyka w tym sezonie LM.