Ibrahim Toure zmarł w piątek w Manchesterze, dzień po meczu Wybrzeża Kości Słoniowej z Kolumbią (1:2) na mundialu.
– Nie miałem okazji się z nim pożegnać. Po zakończeniu sezonu, przed wylotem do Brazylii, chciałem zostać przy nim cztery czy pięć dni, ale władze City nie dały mi wolnego - opowiada Yaya Toure w rozmowie z dziennikiem „France Football". - Musiałem pojechać do Abu Zabi, by świętować z drużyną tytuł mistrzowski. W tym samym czasie mój brat leżał w szpitalnym łóżku. Na szczęście był przy nim Kolo (drugi z braci – przyp. red.). Powinienem być jednak bardziej uparty. Żałuję, że nie postawiłem na swoim. Jest mi smutno, bo w tych ostatnich dniach nic dla niego nie zrobiłem.
O swojej przyszłości w Manchesterze wypowiadać się nie chciał. – Przyjdzie na to pora po mundialu – mówi piłkarz.