Trafili na siebie w fazie grupowej już drugi raz z rzędu. Rok temu Bayern zwyciężył w Manchesterze 3:1, ale u siebie przegrał w ostatniej kolejce 2:3, mimo szybkiego prowadzenia 2:0. Awansował jednak z pierwszego miejsca, bo trener rywali Manuel Pellegrini pomylił się w rachunkach. Nie wiedział, że jego drużynie wystarczy jeszcze jeden gol, by wyprzedzić Niemców w tabeli i być rozstawionym w 1/8 finału.
City, debiutujący w rundzie pucharowej, wylosowali Barcelonę i z Ligą Mistrzów się pożegnali. Gdyby nie błąd w obliczeniach, pewnie nie odpadliby tak wcześnie. Ale walcząc na dwóch frontach, może nie zdobyliby tytułu w Anglii.
Bayern mistrzem Niemiec został rekordowo szybko, już pod koniec marca. Ale Pucharu Europy, tak jak wszyscy triumfatorzy w ponad 20-letniej historii LM, nie obronił. Wyeliminował Arsenal i Manchester United, ale został upokorzony przez Real Madryt (0:5 w dwumeczu). Wraca mocniejszy – z Robertem Lewandowskim i kilkoma innymi nowymi piłkarzami, choć dziś tej mocy jeszcze nie będzie widać.
Kontuzje leczą Bastian Schweinsteiger, Javi Martinez, Thiago i Rafinha, Holger Badstuber musi przejść operację, a Arjen Robben ma problemy z kolanem. Zabraknie też Francka Ribery'ego, który dopiero co wrócił na boisko i strzelił w weekend bramkę Stuttgartowi po podaniu Lewandowskiego.
Arabscy właściciele City tradycyjnie zapowiadają podbój Europy, chociaż ich mocarstwowe zapędy studzi nieco UEFA. Za złamanie reguł finansowego fair play klub mógł zgłosić do rozgrywek tylko 21, a nie 25 zawodników.