Trzy mecze, trzy zwycięstwa – tak wyglądał bilans Liverpoolu w spotkaniach z Królewskimi przed dzisiejszym wieczorem. Ku pokrzepieniu serc przypominano zakończony triumfem 1:0 w Paryżu finał Pucharu Europy z 1981 roku. Przypominano też dwumecz 1/8 finału z roku 2009, w którym Real nie potrafił strzelić Anglikom nawet gola, a stracił ich aż pięć. Ta wiara plus doping kibiców miały natchnąć gospodarzy do walki z obrońcą tytułu.
Walka od początku była jednak nierówna. Cristiano Ronaldo, którego na Anfield obawiano się najbardziej, w 23. minucie wymienił podania z Jamesem Rodriguezem i dał gościom prowadzenie. To jego 70. bramka w Lidze Mistrzów, od rekordzisty Raula dzieli go już tylko jedno trafienie. Drugiego i trzeciego gola jeszcze w pierwszej połowie strzelił Karim Benzema. I było po meczu. W powtórkę scenariusza z pamiętnego finału LM w Stambule, gdzie Liverpool po przerwie odrobił trzybramkową stratę, wierzyć mogli tylko niepoprawni optymiści. Choć skojarzenia nasuwały się same, bo na ławce rywali siedział Carlo Ancelotti, trenujący wówczas Milan.
Real jest już bardzo blisko awansu do fazy pucharowej, Liverpool o drugie miejsce będzie się bił z FC Basel i Łudogorcem Razgrad. Debiutant z Bułgarii odniósł pierwsze zwycięstwo w LM, pokonując Szwajcarów po golu w doliczonym czasie.
Borussia Dortmund może i przechodzi kryzys, ale w LM nie daje tego po sobie poznać. Wygrała już trzecie spotkanie, znów nie straciła bramki i to w gorącym Stambule. Strzeliła cztery – przy drugiej asystował Łukasz Piszczek. Awans wicemistrzów Niemiec do 1/8 finału to tylko formalność. Do rundy pucharowej zbliżył się też Arsenal. Ale w Brukseli cierpiał. Bez zawieszonego za czerwoną kartkę Wojciecha Szczęsnego i kilku kontuzjowanych zawodników do 89. minuty przegrywał z Anderlechtem 0:1. Wyrównał Kieran Gibbs, gola – być może na wagę awansu – zdobył Lukas Podolski.
3. KOLEJKA