Mecz wagi ciężkiej może się skończyć nokautem. Kibice Lecha (ma ich być ponad 30 tysięcy) przygotowali dla Jose Mari Bakero białe chusteczki, by zwolnić go w hiszpańskim stylu. W Legii Maciej Skorża ma niby wywalczyć Puchar Polski, ale przecież w takim klubie trener nie usiedzi na stołku po piątym meczu bez zwycięstwa w lidze. Skorżę od Bakero różni to, że nagle pokochali go kibice i uratowali mu posadę po ostatnich wpadkach.
Obaj trenerzy wyglądają jak po przebiegnięciu maratonu. Przybici, zdołowani, powtarzają, że rezerwy ich zawodników tkwią głównie w sferze mentalnej, ale sami tych rezerw już chyba nie mają. Bakero wciąż jest pewny siebie, na konferencje przychodzi przygotowany, wspomaga się statystykami. Kiedy przejmował Lecha, drużyna leciała w tabeli na łeb na szyję. Przypomina, że to on zatrzymał lawinę i co prawda przegrał dwumecz ze Sportingiem Braga, ale Lecha tak przygotował do rundy wiosennej, że po zimowej przerwie ustępuje tylko Wiśle. Atmosferę wokół drużyny zepsuła dopiero porażka w meczu z Polonią Warszawa przed tygodniem.
Za Skorżą stoją tylko kibice, sam trener mówi: „Idzie człowiek klubowym korytarzem, a wszyscy go omijają, jakby mógł zarazić". Nazywa to „syndromem dżumy", ale tak naprawdę dotknął on nie tylko jego, ale wszystkich piłkarzy. Legia jest w tabeli trzecia, Lech dopiero ósmy, ale drużyny te dzielą tylko trzy punkty. Dziewięć kolejek, które pozostały do końca, może jeszcze postawić wszystko na głowie.
Bakero do gry w pierwszym składzie szykuje Artjomsa Rudnevsa, który dopiero wczoraj wrócił z Łotwy, gdzie cieszył się swoim nowo narodzonym synem. Trener Lecha w jednej z hiszpańskich gazet opowiadał ostatnio o tym, jak Polacy nie rozumieją zasady rotacji. Ale Bakero rotuje tak często i szybko, że ruch odśrodkowy może wyrzucić go z ławki. Właściciel Lecha Jacek Rutkowski nie odważy się zatrzymać trenera, gdy przeciwko niemu zaczną grać gwiazdy, co może wkrótce nastąpić. Niezadowolenie ze współpracy tak głośno wyraża już Semir Stilić, że huczy w całym mieście.
Poznańska hiszpanka przy warszawskiej dżumie to jednak nic. W Legii burz było już tak wiele, że trudno je zliczyć. Pierwsza: transferowa – gdy się okazało, że z 10 milionów złotych większość poszła w błoto. Druga: kibicowska – gdy po porażce z Ruchem przez herszta kibiców uderzony został Jakub Rzeźniczak. Trzecia, bez której nikt o dwóch wcześniejszych nawet by nie mówił, to fatalne wyniki i gra drużyny. W 21 meczach Legia straciła 31 goli.