Jeden mecz i wszystko wybaczone. Najbardziej niezrównoważona publiczność, podszyta klęską i zarazem przekonana o wyższości swoich piłkarzy nad wszelkim stworzeniem, przeszła w Cordobie od depresji do euforii.
Po dwóch bladych remisach gospodarze wreszcie mają zwycięstwo, i to ładne. „Clarin" napisał, że Argentyna odnalazła radość. Jeden z brazylijskich dzienników nazwał to oczyszczeniem dusz. Ale wiadomo, że chodziło przede wszystkim o jedną duszę. Tę najbardziej zagubioną, z numerem 10.
Jeszcze kilka dni temu Messi był głównym problemem reprezentacji, teraz został ogłoszony jej bohaterem, choć rozum podpowiada, że większym jest chyba Sergio Aguero. Strzelił aż trzy z czterech bramek Argentyny w turnieju: wyrównującą Boliwii i pierwsze dwie Kostaryce. Aguero daje drużynie tlen. Jest w niesamowitej formie. Jak nie nęka rywali strzałami, to wślizgami.
Ale Messi też był wielki. Miał dwie asysty bardzo podobne przy bramkach Aguero i Angela Di Marii. Wreszcie czuł się u siebie, z myślą o nim trener Sergio Batista wymienił połowę składu. Aguero, Di Maria, Fernando Gago i Gonzalo Higuain wcześniej byli rezerwowymi, z Kostaryką zagrali od początku. I Messi już nie musiał krążyć po całej połowie rywala w poszukiwaniu piłki, bo Gago dawał mu ją tam, gdzie Leo jej akurat potrzebował.
Argentyna awansowała z grupy A razem z Kolumbią (Kostaryka ma szansę na awans z trzeciego miejsca, ale musi czekać na wyniki innych grup) i w sobotnim ćwierćfinale zmierzy się z drugą drużyną grupy C. Kto będzie jej rywalem, rozstrzygnęło się nad ranem, po meczach Chile – Peru i Urugwaj – Meksyk. Dziś w nocy polskiego czasu o przetrwanie walczy Brazylia. Jej mecz z Ekwadorem o 2.45, wcześniej lider grupy B Wenezuela gra z wiceliderem Paragwajem.