Polak, Niemiec, dwa bratanki

Robert Lewandowski opowiada o o Borussii, reprezentacji, marzeniach i niemieckiej mentalności

Aktualizacja: 02.02.2013 10:06 Publikacja: 02.02.2013 10:00

Polak, Niemiec, dwa bratanki

Foto: ROL

"Rz": Skończył się czas zimowych transferów, a pan nadal w Borussii.

Robert Lewandowski

: Nie składałem przecież żadnych obietnic, nie mówiłem, że odchodzę. Wiedziałem, że zostanę w Dortmundzie do końca sezonu, a całe zamieszanie wokół mojego transferu tak naprawdę trwało tylko w mediach. Wiem, że wiązano mnie z wielkimi klubami, choćby z Manchesterem United, ale podchodzę do tych informacji z dystansem. Oczywiście, miło, że dziennikarze wyceniali mnie na miliony euro i zastanawiali się, gdzie bym się sprawdził, ale nie mogłem sobie pozwolić, żeby te spekulacje mnie dekoncentrowały. Musiałem przygotować się do rundy wiosennej z Borussią.

Odejdzie pan latem?

Pożyjemy, zobaczymy. Przez te kilka miesięcy wiele może się zdarzyć. Mam przed sobą mecze o najwyższą stawkę w Bundeslidze, Pucharze Niemiec, Lidze Mistrzów i reprezentacji Polski. Każdy kolejny występ będzie miał wpływ na moją sytuację. Nie myślę, co będzie latem, bo jeśli stracę formę, takie zastanawianie się i tak będzie bez sensu. Kiedy wychodzę na boisko, nie zastanawiam się, przeciwko komu gram, nie myślę o pieniądzach czy sławie i wychodzę na tym dobrze, więc tak samo zachowuję się w kwestii transferu.

Wierzy pan, że uda się jeszcze dogonić Bayern? Macie do lidera 12 punktów straty w lidze, a za rok może być jeszcze trudniej, bo do Monachium przyjdzie Pep Guardiola.

Nie ma co się oszukiwać, odrobić straty w tym sezonie będzie bardzo trudno. Bayern musiałby przegrać cztery mecze, my musielibyśmy wszystko wygrywać, wtedy zrównalibyśmy się punktami. Różnica jest naprawdę spora, a kiedy patrzy się, jak gra Bayern, trudno uwierzyć w ich długi kryzys. Skupiamy się na tym, żeby wygrywać kolejne mecze i zająć drugie miejsce, o które walczy z nami Bayer Leverkusen. Jak uda się zaatakować lidera, zrobimy to, ale już nie wszystko zależy od nas.

Co jest waszym głównym celem w tym sezonie? Za dwa tygodnie w 1/8 finału Ligi Mistrzów zagracie z Szachtarem Donieck.

A to nie jest przypadkowa drużyna. Wpompowano w nią wiele milionów euro i to nie natychmiast, ale stopniowo dobierając odpowiednich zawodników. Szachtar jest groźny, pokazał to, wychodząc z grupy, w której były Juventus i Chelsea. My też wyszliśmy z bardzo silnej grupy, przełamaliśmy barierę w wielkim stylu i chcielibyśmy pójść za ciosem, ale nie będę składał żadnych deklaracji. Wiosna w Lidze Mistrzów jest dla nas ważna, ale nie możemy sobie pozwolić, by zabrakło nas w niej w przyszłym sezonie, dlatego musimy pilnować wysokiego miejsca w Bundeslidze.

Strzelił pan gole w trzech kolejnych meczach Borussii w rundzie wiosennej. Potrzebował pan tej świątecznej przerwy, by stać się jeszcze skuteczniejszym?

Nie miałem zbyt dużo czasu na odpoczynek.  Boże Narodzenie, sylwester, parę chwil z rodziną i bliskimi, a potem powrót do Niemiec i wyjazd na zgrupowanie. Cieszę się, że strzelam gole, czuję, że jestem w dobrej formie. Borussia wygrywa wysoko swoje mecze, rundę rozpoczęliśmy naprawdę rozpędzeni.

Zimą Bayer kupił Arkadiusza Milika, Hannover chciał Pawła Wszołka. Czuje pan, że robi dobrą reklamę polskim napastnikom w Niemczech?

Cała nasza trójka w Borussii pokazuje, że Polacy są w stanie odnieść sukces za granicą. To ułatwia niemieckim klubom podejmowanie decyzji, wydaje mi się, że trochę zmniejszyliśmy wskaźniki ryzyka tym, którzy odpowiadają za transfery. Piłkarz z Polski to nie jest żaden półprodukt, potrafimy ciężko pracować i nie tylko przebić się do składu, ale być ważni dla swoich drużyn. Myślę, że w Bayerze nie zawiodą się na Miliku, a każdy kolejny Polak wyjeżdżający z ekstraklasy do Bundesligi będzie sprawiał, że nasza cena na piłkarskim rynku pracy będzie rosła.

Odpowiada panu niemiecka mentalność?

Musiałem się do niej przyzwyczaić, ale nie było to specjalnie trudne. Pewnie niezależnie w jakim kraju przyszłoby mi mieszkać, zrozumienie mentalności miejscowych byłoby kwestią czasu. A Polacy są tak naprawdę bardzo podobni do Niemców, w końcu jesteśmy sąsiadami, mamy podobny klimat. Myślę, że my także lubimy porządek i jesteśmy punktualni, więc przystosowanie się do życia w Dortmundzie nie kosztowało wiele wysiłku. Hiszpanie, Włosi czy Grecy robią wszystko na luzie, odkładają sprawy na jutro, a to Polakom chyba nie do końca odpowiada.

Juergen Klopp przygląda się kolejnym zawodnikom z polskiej ligi? Pytał się pana o kogoś?

Czasami tak, bywa, że któryś piłkarz interesuje też drugiego trenera. Tyle że są to takie luźne rozmowy, nie że od razu siadają i wysyłają ofertę. Jeżeli znam tego zawodnika, to podpowiadam. Zawsze wystawiam dobrą recenzję. Pytają o dobrych, a ja chętnie pomagam.

Do Borussii wrócił Nuri Sahin, który przed wyjazdem do Realu wybrany był na najlepszego piłkarza Bundesligi. Czy to, że sobie nie poradził ani w Madrycie, ani później w Liverpoolu, nie jest dla pana przestrogą?

Sytuacja Nuriego była bardzo specyficzna. Pod koniec sezonu nie grał w Borussii z powodu kontuzji, a transfer do Realu był już potwierdzony. Wyjechał do Hiszpanii i stracił tam pół roku przez kolejny uraz. Po takiej przerwie ciężko wejść do takiego zespołu, jakim jest Real. Sahinowi zabrakło szczęścia i zdrowia. Gdyby wyjechał z Niemiec zdrowy, spokojnie poradziłby sobie w Madrycie i był tam do dziś. Zresztą Borussia go tylko wypożyczyła, więc to od niego zależy, czy swoją grą zmusi trenera Realu, by sprowadzał go z powrotem.

W niedzielę gracie bardzo ważny mecz z Bayerem, a już w poniedziałek leci pan do Dublina przygotowywać się z reprezentacją do środowego meczu z Irlandią. Wie pan, jaki wróci temat?

Pewnie moich minut bez gola w kadrze.

I pewnie znowu pan powie, że najważniejsza jest dobra gra, a bramki mogą zdobywać inni?

Proszę mi uwierzyć,  chciałbym się w końcu przełamać i mieć przynajmniej taką skuteczność jak w klubie. Wiele razy powtarzałem już jednak, że gra w Borussii i reprezentacji to dwie inne rzeczy. Zdarza się, że w reprezentacji nie mam nawet okazji do strzału. Uważam, że bronię się swoją grą, że pracuję zupełnie inaczej niż w klubie. Pomagam kolegom w odbiorze, skupiam uwagę obrońców. Ale chciałbym dawać drużynie jeszcze więcej, pokonując bramkarzy. Mam nadzieję, że dobra passa zacznie się już od najbliższych meczów eliminacyjnych.

22 marca gramy bardzo ważny mecz z Ukrainą, a trener Waldemar Fornalik ciągle szuka defensywnego pomocnika i obrońcy, który mógłby zastąpić Marcina Wasilewskiego.

Trener już jesienią pokazał, że ma pomysł na tę drużynę i trzeba mu zaufać. Przed meczem z Ukrainą rozegramy dwa spotkania: w krajowym składzie z Rumunią i później z Irlandią. Myślę, że wówczas wiele się wyjaśni. Mecz z Ukrainą jest rzeczywiście bardzo ważny, bo musimy przecież w pierwszej części eliminacji uzbierać na tyle dużo punktów, żeby mieć jakąś zaliczkę przed rewanżami. Znamy wady terminarza, nie można zostawić wszystkiego na ostatnią chwilę, bo kończymy kwalifikacje dwumeczem na wyjazdach z Ukrainą i Anglią. 22 marca mamy szansę na jakiś czas wyłączyć Ukraińców z wyścigu. Jeśli przegrają w Warszawie, ciężko będzie im się pozbierać. Ale to nie jest słaby zespół, nie można się sugerować tym, co ugrał do tej pory w eliminacjach. Ukraińcy na Euro pokazali się z dobrej strony.

Fornalik ma problem za każdym razem, gdy kontuzjowany jest piłkarz pierwszego składu. Mamy wystarczająco dużo dobrych zawodników, żeby wywalczyć awans na mundial?

Za granicą nie ma już kogo szukać, więc trener zaczął dużo uważniej przyglądać się ekstraklasie. Ożywił rozgrywki, koledzy poczuli, że każdy ma szansę na powołanie do reprezentacji. To dobry kierunek.

Pamięta pan jeszcze siebie przed wyjazdem na Zachód? Marzył pan w ogóle, że tak szybko uda się zajść daleko?

Jestem z tego pokolenia, które trudno zadowolić jakimiś drobnymi sukcesami. Od kiedy zacząłem trenować, wiedziałem, że robię to po to, by podbijać najsilniejsze ligi Europy. Naprawdę, szedłem na zajęcia w Zniczu Pruszków i przygotowywałem się najlepiej, jak potrafiłem, żeby wygrać kolejny mecz i tym samym przybliżyć się do wyjazdu. Byłem bardzo ciekawy, jak wszystko się potoczy. Nie mogłem się doczekać tego dnia, kiedy w końcu wsiądę w samolot. W polskiej lidze grałem krótko, bo chciałem osiągać sukcesy na wyższym poziomie, no i nie ma co ukrywać – także więcej zarabiać. Podporządkowałem temu całe swoje życie.

Komplementują pana najwięksi trenerzy – Jose Mourinho wie, kiedy kończy się panu kontrakt, Juergen Klopp zalicza pana do pięciu najlepszych napastników świata. Zaspokaja to pana próżność?

Gram w poważnych rozgrywkach, w drużynie mistrza Niemiec, która świetnie poradziła sobie w Lidze Mistrzów. Każdy trener może mnie co kilka dni oglądać w telewizji i to chyba naturalne, że zna moje nazwisko i wie, kiedy kończy mi się kontrakt. Trenerowi Kloppowi za komplement podziękowałem. Czuję się lepszy po każdym treningu. Ciężka praca jest bardzo ważna, tak samo jak spokojna głowa. Piłkarze grający na najwyższym poziomie poddawani są takiej presji, że trzeba umieć sobie z tym wszystkim poradzić. Dlatego ja nie ekscytuję się tym, że gram przeciwko Realowi czy Manchesterowi City, gdybym zaczął się nad tym zastanawiać, na pewno nie grałbym lepiej. Nie boję się wyzwań, uodporniłem się. Jestem innym zawodnikiem niż jeszcze rok temu.

Piłka nożna
W Korei Północnej reżim zakazuje transmisji meczów trzech klubów Premier League
Piłka nożna
Liga Konferencji. Solidna zaliczka Jagiellonii Białystok
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Harry Kane poszedł w ślady Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Manchester City - Real Madryt. Widowisko w Lidze Mistrzów, Vinicius Junior ukradł wieczór
Piłka nożna
Manchester City – Real Madryt. Mecz dwóch poranionych drużyn