- Cel się nie zmienia. Liczy się tylko awans. Chcemy grać przy tym widowiskowo. Tak żeby było o nas głośno w całym kraju. Spodziewam się, że to będzie wymiana ciosów, a nie defensywne granie - mówił przed meczem trener Marcin Brosz.
O Piaście jest teraz głośno w całym kraju, bo potwierdził to, o czym mówiono, gdy wywalczył prawo gry w Europie. Że to szczęśliwy zbieg okoliczńości, że sobie nie poradzi. Drużyna z Gliwic nie miała szczęścia w losowaniu, trafiła na drużynę z ligi azerskiej, która z roku na rok płaci coraz więcej i idzie w górę, chociaż renomę w świecie nadal ma marną. To nie przypadek, że Piast przegrał pierwsze spotkanie w Azerbejdżanie. Karabach gra lepiej w piłkę i nie musi wykorzystywać pogody, by udowodnić swoją wyższość.
Piast przed tygodniem wrócił z porażką 1:2, ale liczył, że w rewanżu uda mu się odrobić straty. Drużyna z Gliwic jest przeciętna nawet na skalę ekstraklasy, Europie przedstawiała się po raz pierwszy i zapłaciła za brak doświadczenia. Rzuciła się do ataku zapominając o obronie i już po ośmiu minutach przegrywała 0:1 po golu Leroy'a Geogre'a.
Piast pierwszy raz na poważnie zagroził bramce Karabachu po 20 minutach, ale nie zanosiło się, że będzie w stanie odrobić straty. Wystarczyło jednak siedem minut, a wrócił do gry. Najpierw Mateusz Matras, a późńiej Marcin Robak spowodowali, że jeszcze przed przerwą gra w dwumeczu zaczynała się od początku.
W drugiej połowie była jeszcze poprzeczka i kilka niewykorzystanych sytuacji, ale gościom udało się doprowadzić do dogrywki. Ulrich Kapolongo w 108 minucie meczu skończył marzenia Piasta. W tym momencie do awansu gospodarze potrzebowali jeszcze dwóch goli.