Po pierwszym meczu wygranym w Finlandii 3:1, rewanż wydawał się formalnością. Lech debiutował w tym sezonie przed własną publicznością. Piłkarzom i trenerowi Mariuszowi Rumakowi zależało na dobrym wrażeniu i wysokim zwycięstwie. Najważniejsze było jednak skończyć mecz bez kontuzji i kartek. Lech czeka już na spotkanie w kolejnej rundzie z litewskim Żalgirisem Wilno, bo awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej uratuje budżet poznańskiego klubu na ten sezon. Nawet ekstraklasa zeszła na drugi plan.
Rewanżu z Honką nie dało się lepiej zacząć. Łukasz Teodorczyk wykorzystał podanie Szymona Pawłowskiego i Lech był już pewny swego. Sampo Kosinen odpowiedział jednak golem już po minucie i na twarzy trenera Rumaka pojawiła się niepewność. Ciągle ma problem z kontuzjowanymi piłkarzami, ciągle liczy na sprowadzenie kilku nowych zawodników, a jego przygoda z europejskimi pucharami mogła zakończyć się już na pierwszym przeciwniku.
Honki nie było jednak stać na wiele. Jeszcze przed przerwą Finowie stracili gola po strzale Tomasza Kędziory i do końca meczu nie potrafili przeprowadzić skutecznej akcji. Lech, który w pierwszej kolejce ekstraklasy tylko zremisował z Ruchem Chorzów 1:1, pokazał, że na tym etapie liczą się tylko europejskie puchary. Wicemistrz Polski nie zachwycił, ale pewnie przeszedł do kolejnej rundy. Wyprawa do Wilna, gdzie trenerem jest Marek Zub, wcale nie musi być trudniejsza niż do Finlandii.