"Rz": Na zgrupowanie przyjechał pan po cichu, zamiast wejść frontowymi drzwiami jak wszyscy, wybrał pan drogę przez garaż. Bał się pan niewygodnych pytań?
Robert Lewandowski:
Nie, niczego się nie bałem. Do domu też często wchodzę przez garaż. Czas dla kibiców znalazłem później. Nikogo nie unikałem, ale wiedziałem, że trzeba zacząć od wyjaśnienia kilku spraw.
Kolejne zgrupowanie zaczęło się od zamieszania, które nie ma nic wspólnego z piłką nożną. Udało się wyjaśnić sporne rzeczy z prezesem Zbigniewem Bońkiem?
Sprawa niepotrzebnie została nagłośniona. Nie było też tak, jak podawały niektóre media; rozmawialiśmy o różnych rzeczach, a nie o pieniądzach. Spotkaliśmy się z prezesem i ustaliliśmy przede wszystkim, że nie będziemy niczego załatwiać przez dziennikarzy. Nie widzę jakiegoś wielkiego problemu, wzięliśmy udział w reklamie i wyjaśniliśmy sobie, jak tego typu sytuacje powinny wyglądać w przyszłości.