Jesteśmy dobrzy w Niemczech, ale nie błyszczymy. Mamy tyle samo punktów, co Borussia, a wszyscy wymagali od nas, żebyśmy uciekli jej już na początku sezonu. Wielki Bayern, obrońca Pucharu Europy, pokazał w środę swoją moc. Piłkarze powtarzali, że mecz z Manchesterem City będzie dla nich pierwszym prawdziwym sprawdzianem w tym sezonie. Mieli to w głowach od pierwszej minuty, ich zwycięstwo nawet przez chwilę nie było zagrożone.
Guardiola nauczył Bayern, jak być Barceloną. Prawie osiemset wymienionych podań, ulepszona wersja tiki-taki, brak klasycznego napastnika – to wszystko dało obraz drużyny prawie idealnej. Goście prowadzili w Manchesterze już po siedmiu minutach, kiedy Franck Ribery pokonał Joe'a Harta strzałem zza pola karnego. Bayern atakował bez przerwy, próbował odebrać piłkę na połowie przeciwnika, był agresywny, Guardiola tylko stał przy linii bocznej i bił brawo.
Trener gospodarzy Manuel Pellegrini coraz częściej chował twarz w dłoniach. Po zwycięstwie 3:0 w pierwszym meczu Ligi Mistrzów, wydawało się, że to może być wreszcie pierwszy od kilku dekad udany sezon City poza Wyspami. W środę zostali sprowadzeni na ziemię. Kun Aguero, Edin Dżeko, Alvaro Negredo – wszystkie gwiazdy Manchesteru gasły w zderzeniu z piłkarzami Guardioli. Negredo co prawda strzelił gola na 3:1 i wlał trochę nadziei w serca kibiców, ale szalał po boisku wtedy, gdy na boisku brakowało już Jerome'a Boatenga, który zobaczył czerwoną kartkę. To goście ciągle dyktowali kroki, trafiali w słupek i poprzeczkę, zdawali się dobrze bawić. Bayern przekonał do siebie niedowiarków, Guardiola udowodnił, że kataloński szczep można przenieść do Bawarii. I tylko na marginesie można wspomnieć, że gdyby miał do dyspozycji napastnika pokroju Roberta Lewandowskiego, taktyka jego drużyny wyglądałaby zupełnie inaczej.
Pierwsza od czternastu lat porażka Realu w derbach Madrytu z Atletico ciągle ciąży nad Carlo Ancelottim. Wicemistrzowie Hiszpanii wygrali 6:1 w pierwszym spotkaniu z Galatasaray, w środę rozgromili 4:0 Kopenhagę, ale kibice i tak nie wierzą w ich wielkość. Czwartego i piątego gola w tym sezonie w Europie strzelił Cristiano Ronaldo, dwa kolejne dołożył Angel di Maria. Real wygrał, ale Real ciągle cierpi. Po ostatnim meczu ligowym piłkarzy żegnały gwizdy, o Ancelottim mówi się tylko tyle, że nie sprawdza się w pracy z gwiazdami, drużynie brakuje stylu, a o wyprzedzeniu Barcelony w tym sezonie można zapomnieć.
W drugim meczu tej grupy kolejny raz zawiódł Juventus. Przez długi czas przegrywał z Galatasaray 0:1, a kiedy wreszcie wyszedł na prowadzenie, nie potrafił go utrzymać i zremisował 2:2. W Turynie doszło do spotkania skłóconych osobowości. Roberto Mancini, który niedawno został trenerem drużyny ze Stambułu, przywitał się przed spotkaniem z Carlosem Tevezem, który teraz czaruje we Włoszech. Remis w Turynie to sukces Turków, którzy po pierwszym meczu wydawali się kompletnie rozbitym zespołem.