Bohaterowie są zmęczeni. Kilka dni po awansie do finału Ligi Mistrzów Atletico przegrało na wyjeździe z Levante (0:2), a Real, który miał ruszyć w pościg za sąsiadami z Madrytu, nie wykorzystał szansy i w meczach z Valencią i Valladolid zdobył tylko dwa punkty.
– Ta porażka to najlepsze, co mogło nas spotkać. Dzięki nam zabawa w lidze trwa – zaskoczył wszystkich Diego Simeone na pomeczowej konferencji. – Teraz znów musimy wskoczyć na odpowiedni poziom koncentracji i intensywności, a starcie z Malagą potraktować jak finał.
Do zabawy nie włączył się jednak Real. Mógł jeszcze bardziej skomplikować sytuację w tabeli, a po wpadce w Valladolid (1:1) nic już od niego nie zależy. Królewscy tracą do Barcelony jeden punkt, a do Atletico cztery. Muszą wygrać i na wyjeździe z Celtą (prowadzoną przez Luisa Enrique, który w przyszłym sezonie ma przyjść na Camp Nou), i u siebie z Espanyolem oraz liczyć, że Atletico zdobędzie nie więcej niż jeden punkt, a Barcelona nie więcej niż cztery.
Kiedy tydzień temu Katalończycy zremisowali z Getafe 2:2, tracąc bramkę w doliczonym czasie, wydawało się, że tytuł już im uciekł. Ale wpadki rywali postawiły ich w całkiem niezłej sytuacji. Jeśli pokonają w niedzielę Elche, to o mistrzostwie będzie decydował kończący sezon mecz z Atletico na Camp Nou. I wygrana przed własną publicznością da im mistrzostwo.
Od kiedy zwycięstwo w lidze hiszpańskiej nagradzane jest trzema punktami, czyli od sezonu 1995/1996, tylko dwa razy zdarzyło się, by przed ostatnią kolejką trzy zespoły miały szansę na tytuł: w 2000 roku gdy Deportivo La Coruna wygrało wyścig z Barceloną i Realem Saragossa oraz siedem lat później gdy Real wyprzedził Barcelonę i Sevillę.